Sprawa zaginionych dokumentów komisji, która z końcem czerwca skończyła pracę, budzi niebywałe emocje. Najpierw kierujący komisją Jan Olszewski nie chciał wydać akt Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Potem minister Klich stwierdził, że brakuje około 200 dokumentów.

Reklama

Politycy PO są przekonani, że dokumenty mają członkowie komisji. Ale szef MON zapowiedział dziś w Radiu ZET, że szef SKW zwróci się jeszcze w tej sprawie do BBN i Kancelarii Prezydenta.

"Szef kontrwywiadu zakłada jeszcze, że może w sejfach tych dwóch instytucji znajdują się te dokumenty. Jeżeli to się nie powiedzie, będziemy zmuszeni podać do wiadomości publicznej nazwiska osób, które pobrały te dokumenty i ich nie zwróciły" - powiedział Klich.

Sama zapowiedź takiego wniosku oburza szefa BBN. Władysław Stasiak przypomina, że kierowane przez niego biuro użyczyło tylko komisji pomieszczenia. Ale służąca jej kancelaria tajna formalnie podlegała cały czas SKW. "BBN nigdy nie miał na pokładzie tych dokumentów" - mówi Stasiak.

Reklama

Szef BBN przytacza przepisy dotyczące kancelarii tajnych - za niejawne dokumenty przechowywane w niej odpowiedzialny jest szef instytucji, do której kancelaria należy. W tym przypadku szef SKW.

"Nieznajomość prawa szkodzi" - przypomina rzymską maksymę Stasiak i kieruje ją do ministra Klicha. Ale przyznaje, że do tej pory wniosek zapowiadany przez szefa MON do BBN nie wpłynął.