Emerytowany policjant przywołał wypowiedź Donalda Tuska, który w trakcie ubiegłorocznej debaty telewizyjnej z Kaczyńskim opisał dziwne zdarzenie z lat 90. "Pan był wtedy szefem PC i chodził pan z bronią. I kiedyś spotkaliśmy się w windzie, w Sejmie. I pan wyciągnął broń i powiedział: <dla mnie ciebie zabić to jak splunąć>" - opowiadał Tusk.

Reklama

W piśmie Gierałt przypomniał też inne historie, m.in. opisaną przez publicystę DZIENNIKA Piotra Zarembę. W 1991 roku dziennikarz był świadkiem sytuacji, gdy w czasie negocjacji politycznych Jarosław Kaczyński wymierzył pistolet w żartującego sobie z encykliki papieskiej Donalda Tuska. Ten ostatni określił bowiem posłanie "Rerum novarum" jako "Lelum-polelum".

"Policja obligatoryjnie musi sprawdzać każdy sygnał o nieprawidłowym obchodzeniu się z bronią. Tak wynika z przepisów" - wyjaśnił w rozmowie z "Newsweekiem" Jarosław Kościuszko, właściciel agencji ochrony "Securitas". "Znam przypadki cofnięcia pozwolenia osobom, które sięgnęły do kabury, by wymusić określone zachowanie" - dodał.

Stracił pozwolenie, bo postraszył człowieka

O tym, że ma rację, świadczy choćby niedawny incydent we Wrocławiu z funkcjonariuszem ABW w roli głównej. Pracownik agencji dogonił i postraszył odbezpieczonym pistoletem mężczyznę, który chwilę wcześniej zajechał mu swoim autem drogę. "Wystąpiliśmy do policji o cofnięcie mu pozwolenia, bo jego zachowanie nie daje rękojmi prawidłowego posługiwania się bronią w przyszłości" - powiedziała "Newsweekowi" Beata Łęcka, szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław-Psie Pole, która prowadziła śledztwo w tej sprawie.

Reklama

Policja zawiadomienie Gierałta zlekceważyła. 30 kwietnia poinformowano go jedynie, że jego pismo trafiło do wydziału Komendy Głównej Policji, zajmującego się pozwoleniami na broń. Służby prasowe KGP wyjaśniły "Newsweekowi", że informacje medialne, "będące domniemaniem zdarzeń mających miejsce kilka lub kilkanaście lat wcześniej, nie dają podstaw do wszczęcia postępowania w kierunku cofnięcia pozwolenia na broń".

Sytuacja oburza prof. Wiktora Osiatyńskiego, konstytucjonalistę i obrońcę praw człowieka. "Politycy powinni być ostrzej traktowani niż przeciętni obywatele, właśnie dlatego, że pełnią funkcje publiczne i mają służyć wzorem. Niestety, prokuratorzy i policjanci często obawiają się różnych przykrości, konsekwencji i mogą uważać, że takich spraw lepiej nie ruszać" - powiedział "Newsweekowi" profesor.