Pomysł związkowców i lewicy jest już znany Platformie i PSL. I choć kusi, bo poparcie lewicy oznacza koniec kłopotów z prezydenckim wetem, to rząd jest nieugięty. "Ustawę przeprowadzimy przez Sejm w kształcie jak dotychczas" - mówi "Gazecie Wyborczej" szef doradców premiera minister Michał Boni. "Nasza racja jest taka: dla budżetu i gospodarki, dla rodzin w Polsce jest konieczne, żebyśmy wszyscy dłużej pracowali. Nie chcemy więc z przyczyn politycznych robić w tym systemie wyłomu dla żadnej grupy zawodowej" - dodaje.

Reklama

>>>Platforma nie da pieniędzy na emerytury dla nauczycieli

Rząd chce, by nowe przywileje do wcześniejszych emerytur objęły tylko 270 tysięcy osób. Do tej pory uprawnionych było około 1,1 miliona. Większość z nich stanowią nauczyciele. I to właśnie z nimi jest teraz największy spór o planowane zmiany.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Związek Nauczycielstwa Polskiego wyszedł teraz z nową propozycją. Po krótkich negocjacjach z Lewicą zyskał jej poparcie. Projekt jest kompromisowy. Zakłada, że nauczyciele dalej będą mieć prawo do wcześniejszych emerytur. Ale nie wszyscy i już nie na zawsze.

Reklama

Nauczyciele będą mogli, tak jak obecnie, odejść na emeryturę po przepracowaniu 30 lat, w tym 20 w zawodzie. Ale ZNP proponuje, żeby w 2009 roku z uprawnień mogli skorzystać tylko ci, którzy skończyli 55 lat. W 2010 roku podniesiono by ten próg do 56 lat. Podobnie byłoby co roku, aż do wyrównania tego kryterium z wiekiem emerytalnym - 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn.

Związkowcy chcą też, żeby uprawnienia objęły tylko nauczycieli pracujących z uczniami na lekcjach. To 400 tysięcy z około 600 tysięcy nauczycieli.

Lewica jest zdecydowanie na "tak". "Zgoda na naszą propozycję pomogłaby rządowi uratować ustawę, a jednocześnie rozwiązała poważny konflikt społeczny. W dodatku przy nowym, mniej korzystnym niż dotąd naliczaniu emerytur mało któremu nauczycielowi będzie się opłacała wcześniejsza emerytura" - mówi "Gazecie Wyborczej" szef Klubu Parlamentarnego Lewicy Wojciech Olejniczak.

Dla Platformy kilkaset tysięcy dodatkowych uprawnionych to jednak zbyt duży koszt. Dlatego do Sejmu trafi rządowy projekt. Nieoficjalnie polityk Platformy przyznaje jednak "Gazecie Wyborczej", że sprzeciw może osłabnąć przed końcem roku, kiedy trzeba będzie uchwalić ustawę. "Jeśli będzie prezydenckie weto i konieczne będą negocjacje z Lewicą, zrobimy to tuż przed terminem" - mówi.