"Prezydent czeka z ratyfikacją, aż sprawa traktatu wyjaśni się w samej Irlandii" - oświadczył na to wczoraj prezydencki minister Michał Kamiński.

Reklama

"Będę miał okazję pojechać do Polski na początku grudnia i powiem prezydentowi: trzeba dotrzymywać obietnic. Pana obietnica jest taka, że podpisze pan traktat z Lizbony ratyfikowany przez parlament" - mówił we wtorek wyraźnie zdenerwowany Sarkozy. "Na tym polega wiarygodność męża stanu i polityka" - podkreślił.

Ale nawet przyjazd francuskiego prezydenta 6 grudnia do Juraty zapewne nic nie zmieni, bo Kaczyński nie zamierza podpisywać traktatu, zanim w samej Irlandii nie wyjaśni się sprawa jego zatwierdzenia. "Na razie prezydent czeka z ratyfikacją, bo nic się nie zmieniło. W sondażach w Irlandii jest dziś jeszcze więcej przeciwników, niż było przed poprzednim głosowaniem" - mówi Kamiński.

Jak ustalił DZIENNIK, Kaczyński obiecał Sarkozy’emu 14 lipca w Paryżu podczas obchodów francuskiego święta narodowego szybkie zatwierdzenie traktatu. Więcej: w trakcie spotkania w cztery oczy obaj prezydenci podzielili się rolami. Kaczyński zapewnił, że do poparcia Lizbony przekona eurosceptycznego prezydenta Czech Vaclava Klausa, z którym utrzymuje bliskie stosunki. A Sarkozy zapowiedział, że "zajmie się Irlandczykami".

Reklama

Francuski prezydent do tej pory starannie unikał wszystkiego, co mogłoby urazić polskiego prezydenta. W kluczowych momentach wręcz wydobywał go z opresji. To dzięki interwencji Sarkozy’ego w zeszłym tygodniu Kaczyński mógł uczestniczyć w unijnym szczycie. Ale tym razem Francuz nie wytrzymał. Wiarygodność prezydenta podważa też Donald Tusk. "Prezydent osobiście uczestniczył w negocjowaniu traktatu, pojechał do Lizbony, aby uczestniczyć w jego podpisaniu. Ale coraz mniej zrozumiała dla Europy zwłoka prezydenta stawia pod znakiem zapytania naszą wiarygodność, przewidywalność jako państwa" - mówi wczoraj premier, który poleciał na szczyt Europa - Azja do Pekinu.

Dlaczego Sarkozy’emu tak bardzo zależy na podpisie Kaczyńskiego? Francuski prezydent chce, aby wszystkie kraje Unii ratyfikowały traktat jeszcze przed szczytem w Brukseli w połowie grudnia, bo to część planu, aby wreszcie przełamać trwający od około 10 lat kryzys konstytucyjny w Unii. Jeśli się to powiedzie, Sarkozy będzie mógł postawić ultimatum irlandzkiemu premierowi Brianowi Cowenowi: albo szybko przeprowadzi nowe referendum, albo Irlandia znajdzie się na marginesie zjednoczonej Europy. Cel jest bliski osiągnięcia. Poza Polakami i Irlandczykami już tylko Czesi, Niemcy i Szwedzi nie ratyfikowali traktatu. Ale wczoraj premier Mirek Topolanek zapowiedział, że parlament w Pradze uczyni to jeszcze przed końcem roku. To samo obiecują władze w Sztokholmie. A prezydent Niemiec Horst Koehler ma na dniach złożyć swój podpis pod dokumentem.

Atmosfera wokół polskiego prezydenta może się w Brukseli zagęszczać przez cały przyszły rok, bo zapewne premier Cowen nie zdecyduje się na szybkie rozpisanie nowego referendum.

"To nam bardzo utrudni załatwienie w Unii wielu kluczowych spraw dla Polski. Będzie ciężko nosić ten garb" - mówi DZIENNIKOWI Mikołaj Dowgielewicz, minister ds. europejskich.