W kancelarii premiera nie ma gabinetu. Gdy rozmawiałem z nim o tym kilka miesięcy temu, wicepremier Grzegorz Schetyna dowcipkował: "Jak muszę coś sprawdzić, korzystam z komputera Tuska. Ale zaglądam mu przez ramię, bo na swój fotel mnie nie puszcza".

Reklama

Gabinet ma w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale i tak częściej widać go w siedzibie premiera. Bo nikt nie ma wątpliwości. To człowiek numer dwa - w PO i w rządzie. "Po wspólnych meczach piłkarskich idą z Tuskiem na kolację do rządowego hotelu na Parkową i tam zapadają najważniejsze decyzje" - opowiada ważny polityk PO.

Człowiek cienia

Lepiej od innych wie, że nie własny gabinet jest wyznacznikiem pozycji. Zawsze był człowiekiem cienia. Od czasu konspirowania w Solidarności Walczącej w szczelnie blokowanym przez komunistyczną milicję Wrocławiu lat 80., poprzez kuluarowe rozgrywki w Kongresie Liberalno-Demokratycznym i Unii Wolności, aż po dzisiejszą rolę - superkarbowego pilnującego, żeby interes się nie rozlazł. Tyle że ostatnio zaczął trochę z cienia wychodzić - stąd zadrażnienia z Tuskiem i wątpliwości, co dalej. Bo według nieformalnych ustaleń Schetyna jest też następcą obecnego lidera. Ma zostać szefem partii i rządu, gdy premier stanie w szranki wyborów prezydenckich. A jednak wielu polityków PO szepcze po kątach, że nie wiadomo, czy to scenariusz aktualny.

Reklama

Mimo to jego dzisiejsza pozycja jest nieporównywalna do pozycji nikogo z wcześniejszych "numerów dwa". Ludwik Dorn był przy Kaczyńskim szefem MSWiA i wicepremierem, ale nie miał wielkiego wpływu na PiS. A Schetyna trzyma Platformę w garści jako sekretarz generalny. Krzysztof Janik był szefem MSWiA i sekretarzem generalnym SLD przy Leszku Millerze. Ale nie miał aż tak bliskich relacji z liderem.

A zawsze trochę ciężki dla ludzi wicepremier to przyjaciel wyluzowanego, niechwiejnego Tuska spędzający z nim długie godziny - jak nie na grze w piłkę, to na oglądaniu meczów i popijaniu czerwonego wina. Jedyny, który może sobie pozwolić na napominanie szefa przy innych. Schemat jest prosty: Tusk waha się, czy pójść do ważnego programu telewizyjnego. Mówi: nie idę. Ministrowie z kancelarii przytakują. Pojawia się Schetyna. "No oczywiście, że idziesz" - oznajmia i... Tusk szybko zmienia zdanie. A do współpracowników ma pretensję: dlaczego nie możecie mi doradzać tak dobrze jak Grzegorz?

Gasiciel pożarów

Reklama

Przez ostatni rok Schetyna występował jako gasiciel pożarów w kwestiach daleko poważniejszych. To on natrętnymi telefonami do wojewodów wymusił pomoc dla kierowców blokowanych przez strajkujących celników na granicy. To on pilnuje, aby zdążyć na czas z drogami i stadionami przed Euro 2012. Modelowa scenka: na naradzie u premiera jeden z ministrów jest proszony o przygotowanie informacji. Proponuje następny tydzień, przypomina o długim weekendzie. "A co robisz jutro?" - pyta obcesowo Schetyna.

To Schetyna dogląda zagrożonej reformy służby zdrowia. Wiadomo, że nie jest dobrego zdania o minister Ewie Kopacz. Nie udało mu się przekonać Tuska do jej odwołania, ale dziś to on steruje planem awaryjnym - komercjalizacji administracyjnymi decyzjami - na wypadek gdyby prezydent pakiet zdrowotny zawetował.

To on w rozmowie z ministrem finansów Jackiem Rostowskim zaproponował program budowania lokalnych dróg przez samorząd wspierany pieniędzmi, głównie unijnymi, od rządu. Te drogi od razu zostały ochrzczone "schetynówkami". "Dlaczego nie <tuskówkami>? To gorzej brzmi" - uśmiecha się współpracownik wicepremiera.

Jego aktywność, człowieka realizującego żelazną ręką interes partii, bywa przedmiotem protestów opozycji. Deklarował się jako zwolennik radykalnej decentralizacji, ale używając władzy nad partyjnym aparatem, powymieniał gdzie się dało marszałków województw. Ludwik Dorn bije na alarm, że dofinansowanie "schetynówek" będzie okazją do sekowania samorządów niezdominowanych przez Platformę. Pieniądze dzieli - co charakterystyczne - MSWiA.

Ale niepokój pojawił się i w szeregach samej Platformy, ba, w umyśle Tuska. Pełen podziwu dla energii przyjaciela premier proponował mu włączenie resortu infrastruktury do MSWiA. "Przecież i tak się tym zajmujesz, Grzegorz" - zauważył. Potem miał mu już oferować zamianę ministerstw, co byłoby wyraźną degradacją. Schetyna się oczywiście nie zgodził.

To sam Tusk miał poradzić swemu następcy - szorstkiemu i nieobytemu z mediami - pracę nad własnym PR-em. Ale ostatnio miewał wrażenie, że wychodzący z cienia Schetyna dba o ten PR kosztem jego, premiera. Po powrocie z Peru żona Tuska wyrażała pretensję do wicepremiera o prasowe wywiady, w których niedostatecznie bronił tej wyśmiewanej przez dziennikarzy wyprawy.

"Dało o sobie znać zmęczenie materiału. Donald był krytykowany przez media, Grzegorz opisywany jako pracowity i skuteczny" - ocenia polityk bliski PO. Konflikty wybuchały wokół kontroli nad partią. Gdy Schetyna przyczynił się ostatnio do odwołania Ewy Kopacz z szefowania mazowieckiej organizacji Platformy, przebywający na brukselskim szczycie premier nakrzyczał na niego przez telefon. Awanturę załagodzono po powrocie.

Schetyna miewa różne od Tuska zdanie i co do spraw strategicznych. Prawie otwarcie wypowiadał się za rekonstrukcją rządu. Tusk się do tego przymierzał, ale zawsze wybierał status quo. Schetyna jest zwolennikiem twardej linii wobec ludowców, którzy popsuli ostatnio wiele przepisów ustaw decentralizacyjnych firmowanych przez MSWiA, na czele z ustawą metropolitalną. Mówi się nawet, że gotów byłby ryzykować wypchnięcie ich z koalicji - tak jak Miller zrobił to z PSL w 2003 roku. Tusk woli opłacalny wizerunkowo, do czasu, spokój.

Człowiek z przyszłością?

Krytyczni wobec Schetyny politycy PO twierdzą, że jest on twórcą i zwolennikiem ostrożnej polityki "drobnych kroków", a sugerując, że zmieniłby więcej w rządzie czy pogonił PSL, próbuje wzmocnić własną pozycję na przyszłość. Jednocześnie krytycy stawiają Schetynie własne zarzuty.

"Co wielkiego Grzegorz zrobił w swoim resorcie?" - pyta wpływowy polityk PO. I rzeczywiście: patronuje on w MSWiA drobnym reformom (jak ambitny program skomputeryzowania administracji), ale policja pozostaje ociężałym molochem, w którego finanse urzędnicy nawet nie próbują się wtrącać. A szumnie reklamowane ustawy decentralizacyjne okazały się kosmetyką. Nawet jeśli z winy PSL, nie jest to sukces.

Tylko że ambicje żelaznego wicepremiera wykraczają poza granice jednego resortu. Nadal jest wpływowy i nawet jeśli nie ma już dziś stuprocentowego zaufania Tuska, obaj są na siebie skazani.

"Ich konflikty to przeszłość" - zapewnia wielu polityków PO. Trzeba zresztą przyznać, że przy wszystkich słabościach Schetyny - zbyt brutalny, nie ma własnej drużyny, która mogłaby ożywić strupieszałe rządowe instytucje, i nade wszystko nie ma planu głównego naprawy państwa - to najbardziej pomysłowy i energiczny wśród twórców rządowej polityki. Nawet jeśli potrafi się wykręcić od odpowiedzialności za porażki. To on patronował nieudanej akcji przeciw PZPN. Gdy plan zawiódł, na placu boju pozostał jednak tylko ośmieszony Mirosław Drzewiecki.

Czy jego talenty wystarczą, żeby zostać liderem? Bardzo się stara, jest ostatnio miły dla ludzi i bardziej przystępny niż zamknięty w złotej klatce premier. Ale ma w PO wielu wrogów.

"Jeśli sondaże będą dobre, Tusk zrobi następcą Grzegorza, bo wierzy w jego skuteczność. Ale jeśli będą złe, zrobi premierem kogoś popularniejszego, jak Bronisław Komorowski" - przewiduje członek władz PO. A szef Zbigniew Chlebowski pytany o to przez dziennik "Polska" odparł: "W Platformie jest wielu świetnych polityków. I wymienił Komorowskiego, Hannę Gronkiewicz-Waltz, Radka Sikorskiego. Te nazwiska można mnożyć".

Czy ciężka praca Schetyny - wciąż zbyt kontrowersyjnego dla innych polityków, a za mało rozpoznawalnego dla zwykłych Polaków - miałaby pójść na marne?