"Polski nie stać na marnowanie zasobów kadrowych" - mówił wczoraj o swojej ofercie dla Cimoszewicza premier Donald Tusk. I dodał: "Każdy, kto może Polskę reprezentować z dobrym skutkiem, każdy, kto kiedyś pełnił jakąś rolę, nawet w obozie konkurencyjnym, może przynieść efekt".

Reklama

Czy intencje Tuska są czyste? Tu wątpliwości ma nie tylko lewica. "Zgłoszenie kandydatury Cimoszewicza jest niewątpliwie osłabieniem SLD przed wyborami do Parlamentu Europejskiego" - mówi jeden z polityków PO.

>>>Cimoszewicz: doceniono moje kompetencje

Według SLD stawka w grze jest jednak wyższa - chodzi nie tylko o eurowybory, ale przede wszystkim o wyścig do Pałacu Prezydenckiego w 2010 r. "Stanowisko w organizacji międzynarodowej należy się Cimoszewiczowi za jego zasługi dla Polski. Ale jestem ciekawy, czy Cimoszewicz jest kandydatem do rady tylko z rekomendacji Tuska, czy też może pułkownika Miodowicza" - mówi szef SLD Grzegorz Napieralski.

Reklama

Przypomnijmy: podczas kampanii prezydenckiej w 2005 r. to poseł PO Konstanty Miodowicz przyprowadził przed komisję śledczą ds. Orlenu asystentkę Cimoszewicza Annę Jarucką. A ta oskarżyła byłego premiera, że kazał jej zmienić swoje oświadczenie majątkowe, by usunąć z niego informacje o posiadanych akcjach PKN Orlen.

"W 2005 r. PO do eliminacji zagrożenia w wyborach prezydenckich wykorzystała Miodowicza i Jarucką, teraz chcą do tego wykorzystać stanowisko w radzie" - dodaje Napieralski.

Gra może też toczyć się o lewicowy elektorat. Zdaniem Tomasza Nałęcza PO stara się osłabić swój wizerunek jako partii prawicowo-konserwatywnej. Józef Oleksy zaś mówi wprost: "Widać, że Platforma zaczyna obchodzić lewicę z jej lewej strony. Najpierw była propozycja dla Huebner, teraz dla Cimoszewicza. PO chce w ten sposób przywiązać do siebie ten lewicowy elektorat, który zagłosował na nią w ostatnich wyborach".

Reklama

>>>Rosati odrzucił niemoralną propozycję

W SLD pojawiły się też spore zastrzeżenia do samego Cimoszewicza. Część polityków zarzuca senatorowi, że zdradził swoje środowisko i że tak naprawdę nie zależało mu na stworzeniu jednej listy do europarlamentu. Cimoszewicz odpiera te zarzuty. "Propozycję otrzymałem po tym, jak SLD odrzucił mój projekt szerokiej listy w wyborach europejskich" - ripostuje senator. I podkreśla, że ma kompetencje, by pokierować radą. "Polski rząd słusznie uznał, że mamy szczególne prawo do uzyskania większego wpływu na funkcjonowanie tej ważnej organizacji europejskiej. Dlatego z pełną powagą potraktowałem skierowaną pod moim adresem propozycję" - dodaje Cimoszewicz.

Rada Europy zajmuje się głównie ochroną praw człowieka i demokracji. Czy były premier ma szansę zostać jej sekretarzem generalnym? To rozstrzygnie się w czerwcu. Gdyby się udało, musiałby na dłużej rozstać się ze swoją Puszczą Białowieską. Kadencja w Strasburgu trwa pięć lat.