MARCIN GRACZYK: Jak pan ocenia konwencję PO?
ADAM HOFMAN*: Na tle naszej - bledziutko, zaledwie kilkaset osób na sali. Mam wrażenie, że PO ma kłopot z mobilizowaniem ludzi. Stąd ich pomysł, by nie robić jednej dużej konwencji, tylko kilka małych regionalnych.

Reklama

Czyli nie podobało się panu?
Trudno dokładnie oceniać, jak się na nich nie było. Z tego, co widziałem w telewizji, to mamy do czynienia z zagłaskiwaniem na śmierć. To taki powrót do polityki miłości, ale już chyba nieskuteczny. Po tym, co się stało ze stoczniowcami i pod Pałacem Kultury, o polityce miłości nie może być mowy. Bo jak biją, to nie kochają.

Donald Tusk rzucił wam jednak poważne wyzwanie, proponując wyborczy pojedynek Ziobro - Róża Thun.
Premier udowodnił jedynie po raz kolejny, że jest premierem telewizyjnym. Zamiast rozmawiać z stoczniowcami, z naszymi kandydatami, rzuca medialnie jakieś propozycje, namawia do debat przez telewizje. Takie spotkania powinny być uzgadniane obustronnie. PO nie może nam narzucać żadnych terminów.

Zaskoczył was?
Na pewno było to dobre i ciekawe zagranie. Przebiło się w mediach. Tusk chce się pokazać jako otwarty facet, który umie ze wszystkimi rozmawiać. Ale nikt już w to nie uwierzy.

Reklama

Podejmiecie tę rękawicę?
Kandydaci będą się spotykać. Tylko że Tuskowi wcale nie chodzi o merytoryczną debatę. To jest zabieg, który ma uwiarygodnić jego kandydatów. Przykładowo w Krakowie, gdzie z jednej strony mamy niepopularną i nieznaną tam Różę Thun, a z drugiej znanego i popularnego Zbigniewa Ziobrę. Nie wiem, jaką decyzje podejmie minister Ziobro, ale on nie ma na pewno interesu w tym, by uwiarygadniać kandydatkę PO.

*Adam Hofman, poseł PiS, członek sztabu wyborczego PiS

p

Reklama

GRZEGORZ OSIECKI: Podobała się panu konwencja PiS?
SEBASTIAN KARPINIUK*: Dobrze przygotowana technicznie impreza, ale widać ogromny przepych. Widać, że PiS nie jest w stanie docierać do Polaków bez wydawania publicznych pieniędzy. Nie wiem, czy taka bizantyjska impreza to dobry pomysł na zjednanie sobie wyborców w czasie kryzysu. A przecież PiS to partia, która udaje, że reprezentuje zwykłych ludzi.

Przecież ta konwencja nie różniła się od innych tego typu partyjnych wydarzeń...
Zgoda, ale to zły czas na takie wydarzenia. Każda partia jest w stanie zorganizować za publiczne pieniądze takie przedstawienie. Nie trzeba tęgich głów. Wystarczy wynająć fachowców i sprowadzić ludzi, którzy będą na hali reagowali na sygnał. My na pewno nie będziemy na trzy cztery podnosić żółtych kartek.

Czyli bolą pana kartki, które pokazał wam PiS?
Nie. To była wyreżyserowana impreza. Zero spontaniczności. Wszytko robione pod prezesa - sekunda po sekundzie, kadr po kadrze. Kompletny brak autentycznego zaangażowania.

A krytykująca was Zyta Gilowska była spontaniczna?
Została wynajęta jedynie po to, żeby dokopać Platformie Obywatelskiej. I tu widać kompletną porażkę PiS. Szukali osoby, która jest w stanie intelektualnie konkurować z Jackiem Rostowskim. Szukali długo i odkopali Zytę Gilowską. Bo okazało się, że wśród aktywnych polityków PiS nie ma nikogo. Kompletnie się nie sprawdziła w tej roli Natalli-Świat. Boje się tylko, że pani profesor Gilowska po kampanii zostanie przez PiS odesłana do lamusa.

A może się boicie Zyty Gilowskiej?
Nie. Bo sama doskonale wie, że jeśli chodzi o sytuację gospodarczą, jesteśmy jednym z liderów rozsądku w Europie. Przykro mi tylko, że daje się wciągać w rozgrywkę PiS.

* Sebastian Karpiniuk, sekretarz klubu PO