Naszych parlamentarzystów ma wesprzeć polski komisarz, który otrzyma jedną z kluczowych tek w Brukseli. Wczoraj premier Donald Tusk powiedział, że chce, aby nasz rodak zajął się przemysłem. Z naszych źródeł wynika, że rząd chętnie przystałby także na tekę komisarza ds. jednolitego rynku (świadczenie usług) lub energii. Na razie kandydatem na obsadzenie jednego z tych stanowisk jest Janusz Lewandowski - dowiedzieliśmy się ze źródeł rządowych.

Reklama

>>>Buzek: Atmosfera jest mi przychylna

Sprawę rozstrzygnie przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, którego na drugą kadencję przywódcy Unii mają mianować już na szczycie 18 czerwca. Z pierwszych kontaktów współpracowników Tuska z Portugalczykiem wynika, że jest on skłonny spełnić nasze prośby. Premier ma nadzieję, że Lewandowski dzięki dużemu doświadczeniu w sprawach gospodarczych będzie silnym partnerem dla Barroso. Szef KE ma bowiem tendencję do ulegania naciskom ze strony wielkich stolic, gdy idzie np. o pomoc przedsiębiorcom czy zwiększanie deficytu budżetowego. A Polska chciałaby dla każdego równych warunków gry.

>>>Berlusconi i sondaże: Buzek nie ma szans

Rząd ma już też strategię obsadzenia głównych stanowisk w europarlamencie. Co prawda, jeśli Jerzy Buzek zostanie jego przewodniczącym, nie mamy szans na kierowanie ważnymi komisjami. Ale chcemy mieć w nich swoich przedstawicieli. Np. w komisji Itrans, która rozstrzyga o rozwoju infrastruktury drogowej, transportowej i badaniach naukowych.

Reklama

Co mają polscy eurodeputowani do ugrania?

Najważniejszy jest dla nas nowy budżet Unii na lata 2010 - 2013. Tak jak w obecnym chcielibyśmy być jego największym beneficjentem. Ale nie będzie to łatwe, bo dotknięte kryzysem kraje, jak Wielka Brytania, Holandia czy Niemcy, w największym stopniu finansujące dla nas subwencje, są tak skąpe jak nigdy dotąd. W tej batalii Parlament Europejskiej odegra kluczową rolę.

Reklama

Rozgrywka rozpocznie się już w przyszłym roku, gdy Komisja Europejska przedstawi tzw. białą księgę pomysłów, jak dużo pieniędzy można by wydać i na co. Same negocjacje w tej sprawie zajmą cały 2011 r.

Polsce zależy w pierwszej kolejności na utrzymaniu w budżecie obecnego poziomu dopłat bezpośrednich - ok. 10 mld euro rocznie. Ale ważne jest też przeznaczenie pieniędzy. Bogate kraje Unii chciałyby możliwie dużą część funduszy poświęcić na rozwój nowych technologii. Polska raczej trzyma się "tradycyjnych" celów, jak budowa dróg czy oczyszczalni ścieków, bo tu nasze zaległości są wciąż ogromne.

Nasi eurodeputowani będą też walczyć o utrzymanie hojnej polityki rolnej. Tu naszym sojusznikiem jest Francja, z którą łatwo się dogadać poprzez klub Europejskiej Partii Ludowej (EPP), gdzie dużą reprezentację ma zarówno PO, jak i UMP Nicolasa Sarkozy’ego.

Zgodnie z traktatem akcesyjnym w 2013 r. nasi rolnicy wreszcie otrzymają 100 proc. dopłat bezpośrednich. Ale ich wysokość na każdy hektar gruntu nadal będzie przeszło dwa razy mniejsza niż na Zachodzie. To spadek po czasach, gdy wydajność polskiej wsi była niska, a to właśnie było podstawą obliczania wielkości wsparcia. Teraz tę różnicę chcemy zlikwidować.

Nasi europosłowie mają także zapewnić równe warunki konkurowania polskim przedsiębiorcom. W lipcu wchodzi w życie przyjęta jeszcze przez poprzedni europarlament dyrektywa liberalizująca zasady świadczenia usług w całej Unii. Ale pozostawiono w niej pełno wyjątków. Jak dowiaduje się DZIENNIK, w trakcie przewodnictwa Polski w UE w drugiej połowie 2011 r. rząd zaproponuje jej nowelizację. Nasi eurodeputowani muszą go w tym wesprzeć.

Stanowisko zgromadzenia w Strasburgu będzie też istotne dla przyjęcia przez Polskę euro. Chodzi o sposób interpretacji traktatu z Maastricht. Jeśli nie będzie zbyt rygorystyczny, nasz kraj będzie mógł przyjąć unijną walutę nawet w 2014 r., a więc jeszcze za obecnej kadencji europarlamentu.