Były minister sprawiedliwości myśli o wytoczeniu procesu politykom, którzy oskarżali go o te nielegalne praktyki. Zaś Bogdan Święczkowski, były szef ABW, nie wyklucza pozwu przeciwko Januszowi Kaczmarkowi – śledztwo opierało się głównie na zeznaniach byłego szefa MSWiA.

Reklama

Po prawie dwóch latach śledztwa nikomu nie przedstawiono zarzutów. Dlaczego? Oskarżyciele z zielonogórskiej prokuratury okręgowej nie chcą rozmawiać. Wczoraj na swoich stronach internetowych zamieścili jedynie komunikat, w którym wytłumaczyli swoją decyzję: „(...) Przeprowadzone (...) czynności nie pozwoliły na uzyskanie dowodów wskazujących na to, aby którakolwiek z wymienionych służb państwowych naruszyła prawo i obowiązujące w zakresie stosowania podsłuchów reguły postępowania”.

"Spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia" – mówi Zbigniew Ziobro. "Tę sprawę można było tylko umorzyć" – triumfuje były minister sprawiedliwości. Janusz Kaczmarek zaczął oskarżać byłego ministra sprawiedliwości po tym, jak latem 2007 r. został zdymisjonowany, a następnie zatrzymany przez ABW pod zarzutem składania fałszywych zeznań w sprawie przecieku z afery gruntowej.

>>> Spowiedź Kaczyńskiego z grzechów IV RP

W sierpniu 2007 r. były szef MSWiA spotkał się z posłami z sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Opowiedział, że na żądanie Jarosława Kaczyńskiego jego podwładni wyciągali ze służb informacje o opozycyjnych politykach Platformy. Oskarżył Święczkowskiego o wywożenie z ABW informacji i dokumentów na tajne spotkania do premiera Kaczyńskiego. Kaczmarek zarzucił też Ziobrze i Święczkowskiemu wykorzystanie władzy do inwigilowania dziennikarzy. Opowiedział m.in. o przypadku Wojciecha Czuchnowskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Czuchnowski był podsłuchiwany przez policyjne CBŚ. Według Kaczmarka, gdy Ziobro się o tym dowiedział, to namawiał do nielegalnego przedłużenia mu podsłuchu.

Reklama

"Nie wiem, co o tym powiedzieć. Najpierw zrobiono z tej sprawy wielką aferę i powołano komisję śledczą. A teraz się okazuje, że nic się nie stało i nie ma sprawy. Chciałbym poznać materiały tego śledztwa" - mówi Czuchnowski. Ale to nie będzie możliwe. Bo prokuratorzy nie uznali żadnego z kilku przesłuchiwanych w tej sprawie dziennikarzy za pokrzywdzonego. Mimo że w niektórych przypadkach faktycznie telefony dziennikarzy były podsłuchiwane, to zdaniem śledczych było to legalne.

"Jestem lekko zdziwiony umorzeniem tej sprawy. Mamy akta tego śledztwa i wynika z nich, że były solidne podstawy do prowadzenia tego postępowania" – uważa Sebastian Karpiniuk z PO, szef sejmowej komisji śledczej.Ziobro twierdzi co innego: – Wymyślono fałszywe zarzuty pod adresem moim i moich współpracowników. By w wyborcach wywołać strach przed rządami PiS. Umorzenie śledztwa w Zielonej Górze pokazuje, że uprawiano czarny PR, by odsunąć PiS od władzy – mówi obecny europoseł.