Jeszcze jest pan złym chłopcem boksu czy już zwykłym bandziorem? Ostatnie miesiące spędził pan w areszcie. Padały takie zarzuty jak narkotyki, prostytucja, grupa przestępcza...
Ale dziś jestem na wolności i to powinno dać do myślenia wielu osobom, które chciały we mnie widzieć członka mafii. Wiem, że nie wszyscy mi uwierzą, ale cała ta sytuacja to dla mnie jakiś koszmarny żart. Jestem w stu procentach niewinny.

Więzienia pełne są "niewinnych" osób.
Zdaje sobie sprawę, że mój wizerunek został zrujnowany. Jednak najważniejsze, że nie odwróciła się ode mnie rodzina i przyjaciele. W ogóle ci, którzy mnie znali, wierzą mi i są za mną. Wiele osób podchodzi do mnie w Rzeszowie i pyta: "Dawid, co oni ci robią?" Ludzie wiedzą, że to jakaś manipulacja. No bo ja i narkotyki? Nienawidzę tego świństwa. Mam dwójkę dzieci, uczestniczyłem w wielu akcjach przeciwko braniu dragów. Nikt rozsądny w moim towarzystwie w ogóle nie wspomina o takich używkach. Pan mnie przecież zna - żyję jak asceta, nie piję alkoholu, nie chodzę na imprezy i bankiety, choć zaproszeń mam mnóstwo...

Ale Centralne Biuro Śledcze chyba nie zatrzymuje przypadkowych osób.
Wie pan, jak wyglądało moje zatrzymanie? CBŚ pojawił się w moim domu, w Rzeszowie. Nie było mnie. Zadzwoniła żona i mówi, że coś ode mnie ci funkcjonariusze chcą. Pojechali do Warszawy do mojego gymu - akurat byłem gdzie indziej. A że zostawili numer telefonu, to zadzwoniłem. "No, chcielibyśmy z panem porozmawiać" - usłyszałem. Spytałem, czy może być w poniedziałek, bo za cztery dni miałem walkę. "Nie, wolelibyśmy jutro". Umówiliśmy się na godzinę 11.00. Wsiadłem w samochód, jadę pod wskazany adres, do biura CBŚ, aż nagle ktoś mi zajeżdża drogę. Wielkie, spektakularne zatrzymanie! Przecież gdybym miał coś na sumieniu, spokojnie mógłbym uciec dzień wcześniej. Ale nie - ja jechałem, żeby to wszystko wyjaśnić. A jak już mnie przesłuchiwano, jak usłyszałem zarzuty, to szczerze mówiąc czekałem, aż zza drzwi wyskoczy Szymon Majewski z ekipą "Mamy cię". Mówię do funkcjonariuszy CBŚ: "Panowie, pośmialiśmy się, dajcie już te kwiaty, bo to robi się niesmaczne". Ale do dziś nikt z kwiatami nie wyskoczył...

Ile panu grozi?
Bodajże do ośmiu lat.

To rzeczywiście sporo jak na niewiniątko.
Hmm... Nie będę chodził od drzwi do drzwi, pukał i mówił: "Nazywam się Dawid Kostecki, jestem niewinny". Niech ludzie myślą sobie co chcą, niech mnie osądzają, ich prawo. Ja wiem, co zrobiłem, a czego nie. Wiem, jak wyglądało moje życie. Nie jestem święty, ale na taki los nie zasłużyłem. Gdy pierwszy raz siedziałem za kratkami, było mi o niebo łatwiej. Bo wiedziałem za co siedzę. To były błędy młodości. Przyjąłem wyrok za pobicie i postanowiłem się zmienić, zrobić wszystko, aby nigdy więcej do takiego miejsca nie wrócić. Wie pan - rodzina, dzieci. Musiałbym być kompletnym kretynem, żeby znów pchać się do więzienia, mając przecież normalne życie. Musiałbym być głupkiem, żeby nie wiedzieć, że prędzej czy później każdy handlarz narkotyków wpada...

Ale z drugiej strony ludzie wychodzą z więzień i po chwili do nich wracają.
Dziewięćdziesiąt procent wraca. Nasz system penitencjarny jest bezsensowny. Ludzie siedzą na sankcjach, bez wyroków, w przepełnionych celach. Uczciwi z nieuczciwymi. Tracą pracę, rodzinę. Kiedy już wychodzą na wolność, nikt nie chce ich zatrudnić. Mogą znaleźć pracę za 400, za 600 złotych. A z tego się wyżyć nie da. I zwracają się o pomoc do tych, których poznali za kratkami. Ale ze mną jest inaczej - ja mam boks, z którego mogę żyć i rodzinę, dla której warto żyć. Wie pan, za czym najbardziej tęskniłem siedząc w areszcie? Za weekendami z dziećmi. W sobotę rano zawsze mnie budzą, wskakują na mnie, potem oglądamy bajki. Idziemy do "Fantazji", potem do kina... Mam dwójkę, teraz z żoną myślimy o trzecim dziecku.

Wróćmy do zarzutów, które się panu stawia...
No właśnie, w mediach zrobiono ze mnie kryminalistę. Czemu nikt nie napisze, że zarzut dotyczący narkotyków to sprawa sprzed czterech lat, jakaś niby jedna transakcja, którą miałem ułatwić, kojarząc ze sobą dwie osoby? A robi się ze mnie jakiegoś dealera... Ale od razu mówię - nie mam nic wspólnego z żadną, choćby nawet jedną sprzedażą narkotyków! Oskarżenie opiera się na słowach człowieka, który 13 lat przesiedział w więzieniu, a obciążył zeznaniami już z osiemdziesiąt osób. Zetknąłem się z nim, gdy po raz pierwszy trafiłem za kratki. Widocznie mnie zapamiętał... Teraz prokuratorzy działają tak: "Daj nam zeznania na dwóch ludzi, to ciebie wypuścimy". I ludzie opowiadają cokolwiek, żeby tylko wyrwać się na wolność. To już nie są czasy honoru. To nie są czasy, że ktoś pójdzie na ścięcie, ale nie pogrąży niewinnej osoby. A "wsypaniem" osoby publicznej, jak ja, można ugrać naprawdę dużo...

A te trzy agencje towarzyskie?
Miałem mieć w nich "nieformalne udziały", rzekomo czerpałem korzyści z nierządu. Powiem tak - mój cały majątek to 40-metrowe mieszkanie, w którym mieszkamy w cztery osoby, 27-calowy telewizor LCD i samochód na kredyt. Czy tak żyje udziałowiec agencji towarzyskich? Nawet ludzie z CBŚ byli w szoku, widząc w jakich warunkach mieszkam. A co do tych agencji, albo raczej klubów go-go... Oczywiście, że znam ludzi, którzy je prowadzą. Generalnie znam wszystkich w Rzeszowie. Gdy ktoś podaje mi rękę, nie mówię: "Najpierw powiedz, czym się zajmujesz, to może się z tobą przywitam". Mam szacunek dla wszystkich, bo wiem, że życie się różnie układa. Wiem, że nie zawsze świeci słońce, że czasem pada deszcz...

Czerpał pan korzyści z nierządu?
Gdyby znalazła się choć jedna kobieta, która powiedziałaby - on przychodził i brał pieniądze. Gdyby ktokolwiek w ten sposób mnie obciążył. Ale nie - na podstawie jakichś tam rozmów telefonicznych między jakimiś tam ludźmi ktoś doszedł do wniosku, że mogę mieć „nieformalne udziały”. Funkcjonariusze mówią do mnie: "Dawid, ciebie wszyscy znają, więc się nam nie dziw, że cię zatrzymaliśmy". A to przecież nie moja wina, że stałem się w Rzeszowie znany. Mam za to cierpieć? W tym mieście jest tak, że pójdą jakieś gnojki na dyskotekę i jak nie zostaną wpuszczeni, to mówią do ochroniarzy: "Zaraz przyjdzie Kostecki i wam wp..." A to wcale nie znaczy, że ja przyjdę i kogoś pobiję. Jak ktoś mówi przez telefon "Nas zostawcie w spokoju, bo udziały u nas ma Kostecki i nas ochroni" to też nic nie znaczy. Moim życiem jest boks. I walcząc w ringu zarabiam na chleb.

A grupa przestępcza, której jest pan członkiem?
Dziś wszystkich zaliczają do grupy przestępczej. Trzeba tylko w jakikolwiek sposób powiązać co najmniej trzy osoby i wówczas można trzymać je dłużej w areszcie, na sankcji. Czemu nikt nie napiszę, jak wygląda "moja" grupa przestępcza? Że składa się ze studentów, barmana i kelnera z klubu go-go? I dziwnym trafem, wszyscy są już na wolności. No jakże to tak? Mafia i wszystkich wypuścili? Cała moja sprawa jest zwykłym picem. Dziś w Polsce trwa polowanie na znanych ludzi. Ich kosztem chce się pokazać, jak sprawnie działa aparat państwowy. Zatrzymuje się byle kogo, byle gdzie, byle za co. Ważne, żeby sprawa trafiła do gazet. A że potem ci ludzie okazują się niewinni? Nikt już tego nie nagłaśnia. Cóż, w takich czasach żyjemy, że krajem rządzi prokurator. Ale ja przypominam, że prokurator jest od tego, żeby oskarżać, ale są jeszcze adwokaci, którzy bronią. I sąd, który na koniec wydaje wyrok.

Boi się pan tego wyroku?
Trochę się boję, to chyba oczywiste. Dostałem propozycje, że jeśli się przyznam do zarzutów, to będę miał wyrok w zawieszeniu. I zastanawiam się, co zrobić. Jestem niewinny, to wiem na pewno. Ale ludzie mi mówią: "Dawid, dziś niewinni siedzą po pięć lat". A ja nie chcę wracać do więzienia.

A jeśli pan wróci?
To wytrzymam. Jestem twardym człowiekiem. Bernard Hopkins siedział w więzieniu pięć lat, a potem został najlepszym bokserem świata. Mike Tyson spędził w więzieniu trzy lata.

Pan mówi, że grupa przestępcza to bzdura. Jednak boks przyciąga takich ludzi. Pamiętamy walki Andrzeja Gołoty, gdy w pierwszych rzędach siedziała mafia...
Nie wiem, kto kupuje bilety na moje walki. Wiem, że przychodzą na nie także komendanci policji, politycy, aktorzy. Zajmuję się walką, a nie dystrybucją wejściówek. Nie należę do grupy przestępczej, nie jestem ani hersztem, ani żołnierzem mafii.

Pojawiła się plotka, że w więzieniu się pan powiesił.

Słyszałem o tym. Dzwoniono do mojej żony. Ale nie, to niemożliwe. Nigdy nie miałem nawet takich myśli. Z więzienia wyszedłem jeszcze silniejszy.

Pan ma ten komfort, że nikt panu w więzieniu nie podskoczy.
Miałem szacunek, w porządku. Ale tak w ogóle to ludzie mają mylne pojęcie o tym, jak wygląda życie w zamknięciu. Ciągle ktoś mnie pyta o przemoc, o gwałty. A tego nie ma. Jak ktoś ma problem, przenoszą go do innej celi... Generalnie ludzie tam siedzą i biją się z myślami, a nie między sobą. To jest koszmar psychiczny, a nie fizyczny. Inna sprawa, że jest wiele osób słabych psychicznie i one nie wytrzymują, pękają. I naprawdę się wieszają.

Trenował pan?
Od godziny 5.40 rano. Rozkładałem koc na ziemi, żeby nie hałasować. I biegałem w miejscu. Robiłem też siłę, popracowałem nad techniką. Wydaje mi się, że teraz jestem lepszy technicznie, bo miałem czas, by skupić się nad pewnymi elementami. Już nie mogę doczekać się wyjścia na ring. Oglądałem w więzieniu walkę Andrzeja Gołoty i aż mnie nosiło.

Jaki ma pan plan na najbliższe miesiące?
We wrześniu będę miał walkę. Poboksuję kilka rund i znokautuje gościa. Potem jeszcze jedna gala, znów nokaut, a za rok pojadę do Niemiec i spuszczę łomot Thomasowi Ulrichowi, mistrzowi Europy. A następnie zostanę mistrzem świata jednej z najbardziej prestiżowych federacji. Znam swoją wartość.

Ostatnio rozmawialiśmy przed walką z Francuzem Rachidem Kanfouahem. Mówił pan, że ma pan lepsze warunki od Michalczewskiego. I przegrał pan...
Przegrałem, raz jeden w karierze. Ale kto widział tę walkę, ten wie, jak było. Przekładałem sobie gościa z ręki do ręki. Moim problemem jest to, że nie walczyłem amatorsko i brak mi trochę doświadczenia ringowego. Ale nadrobię to.

Łatka kryminalisty pomoże w karierze? Promotor będzie pana lansował jako bestię, która powraca?

Mogę być złym chłopcem, w porządku - mam zwichrowany życiorys. Ale na pewno nie będę z siebie robił przestępcy, którym nie jestem. Mam swój honor. Poza tym nie chcę, by cierpiała moja rodzina. Synów wytyka się palcami, w szkole mają nieprzyjemności. Myślę nawet, żeby z tego powodu wyprowadzić się z Rzeszowa... No i jeszcze jedno - trochę się boję tam mieszkać, bo znowu ktoś powie, że mnie zna, że razem robimy interesy, powoła się na moje nazwisko. Podejdzie na ulicy, poda rękę I po co mi to? Teraz jestem naprawdę ostrożny, mało kto ma nawet do mnie numer telefonu.

Będzie pan teraz idolem ludzi z marginesu. Oni będą trzymać za pana kciuki.
Cieszę się tak samo, gdy kibicuje mi ktoś, kto miał ciężkie życie, jak i gdy dobrze życzy mi człowiek w krawacie. Walczyć będę dla tych, którzy uwierzyli mi, że nie jestem złym człowiekiem. Chcę im się zrewanżować i będę najlepszym bokserem świata.























































Reklama