"Rynki mylą się, sądząc, że Europa pospieszy Grekom na pomoc z walizkami pieniędzy. Unijne traktaty przewidują możliwość nieudzielenia pomocy członkowi strefy euro, a Ateny już wiele razy w przeszłosci gorzko nas zawodziły" - powiedział w opublikowanej w środę rozmowie z włoskim dziennikem finansowym Il Sole 24 Ore główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego Niemiec Juergen Stark. Jego słowa wywołały burzę. Euro natychmiast straciło na wartosci wobec dolara. Nie trzeba też było długo czekać na reakcję Aten. "Szczerze mówiąc nie sądzę, by tego typu wypowiedzi były komukolwiek potrzebne" - komentował w rozmowie z Bloomberg Television grecki minister finansów Jeorios Papaconstantinou. I dodał, że jego kraj nie czeka na pomoc ze strony kogokolwiek. "Sami dokładnie wiemy, co musimy zrobić. Nie ma planu B. Grecja poradzi sobie sama" - ogłosił.

Reklama

Od wtorku wiadomo, że Ateny zapowiadają ostrą kurację oszczędnościową. Na początek planują w ciągu roku zmniejszyć swój deficyt budżetowy z 12,7 do 8,7 proc. PKB. Dziennik Kathmerini ujawnił też, że szacowane na 1 mld euro cięcia będą polegały głównie na likwidacji większości ulg podatkowych (co przyniesie 500-600 mln euro oszczędności) oraz podwyższeniu opodatkowania najpopularniejszych używek papierosów i alkoholu (400 mln). W dalszej kolejności zostaną zamrożene płace w sferze budżetowej. Tak, by do 2012 roku Ateny znów zaczęły przestrzegać unijnych kryteriów spójności.

Czy taki plan wystarczy, by uniknąć dramatycznego zakończenia greckiej tragedii finansowej? Eksperci rysują kilka możliwych scenariuszy. "Grecja nie zbankrutuje. Dla tak dużego i stosunkowo zamożnego kraju fizyczna niemożność spłacenia swoich wierzycieli raczej nie wchodzi w grę. Rząd dysponuje wieloma narzędziami konsolidacji budżetu, np. przy pomocy podwyżek podatków. Wybrany dwa miesiące temu lewicowy gabinet Jeoriosa Papandreu wydaje się mieć taką wolę i dysponuje w parlamencie odpowiednią większością" - mówi nam Spyros Andreopoulos analityk londyńskiego banku Morgan Stanley. Przyznaje jednak, że istnieje również czarny scanariusz: rząd Papandreu nie daje rady przekonać rynków, że warto porzyczać Grekom pieniądze, w kraju rośnie bezrobocie i niezadowolenie społeczne, a państwo ogarnia polityczny chaos.

Przy takim rozwoju wydarzeń Europa stanie wobec dramatycznego dylematu. "Może ratować Grecję dopuszczając ją na przykład do udziału w istniejącym już dysponującym 50 mld euro funduszu pomocy dla krajów borykających się z finansowymi trudnościami. Negatywną konsekwencją tej decyzji będzie jednak obniżenie wiarygodności unijnej waluty i stworzenie niebezpiecznego precedensu. Może też pozostawić Grecję samej sobie ryzykując jednak, że rynki utracą zaufanie do europejskich papierów dłużnych, które dotąd uważane były za superbezpieczne" - mówi nam Dieter Becker analityk berlińskiej Fundacji Nauki i Polityki. W tym wariancie jednak każdy z krajów strefy euro odczuje na własnej skórze efekty greckiej choroby.

Reklama