Coraz poważniejszym problemem USA i Europy będą sprzymierzone z organizacją bin Ladena grupy z krajów takich jak Somalia czy Jemen, które nawołują do ataków budujących atmosferę permanentnego zagrożenia – ostrzegają amerykańscy analitycy. Głównym celem będą hotele i samoloty.

Reklama

Al-Kaida w potrzasku

Osama bin Laden i jego najbliżsi towarzysze, którzy tworzą „twarde jądro” Al-Kaidy zostali w ostatnich latach zepchnięci na boczny tor dżihadu i nic nie wskazuje, żeby mieli odzyskać znaczenie, jakie mieli jeszcze kilka lat temu – podkreślają specjaliści Stratforu w opublikowanej właśnie prognozie pt. „Dżihadyzm w 2010 r.: nieustanne zagrożenie”. Już teraz członkowie grupy są w stanie prowadzić realne operacje wyłącznie na pograniczu pakistańsko-afgańskim, a terytorium, na jakim operują, kurczy się z tygodnia na tydzień.

Nie oznacza to jednak końca Al-Kaidy. Podobnie jak w ostatnich miesiącach, liderzy organizacji – a w szczególności prawa ręka bin Ladena i „numer dwa” w grupie, Egipcjanin Ajman al-Zawahiri – będą regularnie publikować w internecie odezwy nawołujące wiernych do przyłączenia się do dżihadu przeciw „krzyżowcom”.

Reklama

Odzew na nie jest jednak niewielki. Fundusze Al-Kaidy topnieją w takim tempie, że liderzy grupy nie wahają się prosić o pieniądze w swoim przesłaniach publikowanych w internecie. Jak podkreślają autorzy prognozy, mimo wszystko organizacja wciąż pozostaje symbolem dżihadu, a jej nazwą – na zasadach podobnych do franczyzy – bardzo chętnie posługują się wszelkiej maści lokalne ugrupowania fundamentalistyczne w całym świecie islamskim.

Krewni Al-Kaidy coraz silniejsi

I to właśnie te regionalne grupy będą w 2010 roku stanowić największe zagrożenie. Amerykanie i Europejczycy rzadko kojarzą nazwy takie jak Al-Szabaab, Al-Kaida na Półwyspie Arabskim (AQAP) czy Al-Kaida w Maghrebie (AQIM). Tymczasem to właśnie bojownicy tych grup – Somalijczycy, Jemeńczycy czy Algierczycy – będą zdolni w nadchodzącym roku dokonać najgroźniejszych zamachów terrorystycznych. Jak ostrzegają amerykańscy analitycy, wszystkie te organizacje zmieniają charakter: z ugrupowań narodowych czy regionalnych stają się globalne.

Reklama

Głośna próba zamachu na samolot linii Delta przeprowadzona w Boże Narodzenie została zaplanowana przez Nigeryjczyka wspieranego przez Jemeńczyków. Niewiele brakowało, żeby jemeński bojownik dżihadu w sierpniu wysadził w powietrze saudyjskiego księcia Mohammeda bin Najefa – jako minister spraw wewnętrznych odpowiedzialnego za operacje Rijadu wymierzone w Al-Kaidę. Bastionami dalekich krewnych Al-Kaidy stają się Jemen i Somalia. W tej drugiej najsilniejszym ugrupowaniem stał się wspomniany Al-Szabaab, lokalne armia zwolenników dżihadu, chroniąca też bojowników uciekających z Afganistanu i Pakistanu.

– Al Szabaab zyskał w zeszłym roku na znaczeniu, m.in. obezwładniając stacjonujące w Somalii oddziały pokojowe Unii Afrykańskiej. Dziś przy wsparciu rządu sąsiedniej Erytrei grupa kontroluje kilka głównych miast i portów w południowej Somalii, zwalcza innych somalijskich fundamentalistów i powoli zyskuje poparcie społeczne – mówi nam Amanda Towler ze Szwedzkiej Szkoły Obrony Narodowej. Według niej Al-Szabaab dysponuje siłami rzędu pięciu tysięcy bojowników – wojska wchodzące w skład misji Unii Afrykańskiej w Somalii liczą sobie raptem 250 żołnierzy więcej.

Z terrorystami na noże

To z inspiracji Al-Szabaab 1 stycznia do domu Kurta Westergaarda – znanego na całym świecie duńskiego rysownika, który cztery lata temu opublikował karykatury Proroka Mahometa w gazecie Jyllands-Posten, co wywołało zamieszki w całym świecie muzułmańskim – wdarł się młody zamachowiec. 28-letni Somalijczyk nie potrzebował bomby – wystarczyły mu nóż i siekiera, by włamać się do domu Westergaarda. Rysownik uratował życie, chroniąc się w opancerzonym „pokoju bezpieczeństwa”.

Ten atak był zamachem nowego typu – według Stratforu w tym roku będziemy świadkami wielu podobnych aktów przemocy. Do takich wystąpień nawołują liderzy regionalnych ugrupowań dżihadystowskich, np. lider jemeńskich ekstremistów, Nasir Al-Wujaszi, który w specjalnym artykule do swoich zwolenników zaapelował o przeprowadzanie jak najprostszych ataków, przy użyciu wszelkich dostępnych narzędzi, przeciw jakimkolwiek celom.

Siekiera i nóż niewątpliwie doskonale pasują do tych standardów – konkludują autorzy raportu. Podobnie celem dżihadystów nadal będą stosunkowo słabo chronione obiekty, np. hotele – jak w Afganistanie czy Indiach w ostatnich latach oraz samoloty, co do których terroryści wykazują pewną „fiksację”, jak określają to amerykańscy analitycy.