Leszek Pękalski w śledztwie przyznał się do ponad 50 morderstw. Choć w sądzie, w 1996 r., udowodniono mu tylko jedno. Upośledzony sierota z małej wsi Osieki koło Bytowa miał dobrą opinię. Nikt nie podejrzewał, że drzemie w nim bestia.

Dlaczego zabijał? Z samotności. Pękalski nie rozumiał, że robi coś złego. Jego ofiarami były głównie kobiety. Kilka z nich zaskoczył w nocy, sycząc cicho do ucha "Zostanie pani moją żoną?" Gdy przerażone ofiary próbowały uciec, Pękalski roztrzaskiwał im głowy łomem. Policja przypisywała mu jednak również morderstwo mężczyzny - kierowcy ciężarówki, brutalnie zgwałconego przed śmiercią. Pękalski stanowczo jednak odrzucał to oskarżenie. Nie chciał, by ktoś myślał o nim jako o homoseksualiście.

O jednej ze swych ofiar Pękalski mówił: "Pierwszy raz w sklepie zobaczyłem ją. Ona była sklepową tam w miejscowości. No, wtedy ją poznałem. Zagadałem ją, żeby mi dała trochę chleba, bo ja byłem głodny. I wtedy nie miałem gdzie się podziać i włóczyłem się po lasach. Spotkałem ją w lesie. Zaproponowałem: czy pani chciałaby być moją żoną w przyszłości? Wtedy... odmawiała mi, wtedy... odmawiała moich propozycji, wtedy... zdenerwowałem się, uderzyłem ją żelazem".

Historia Zdzisława Marchwickiego, czyli osławionego Wampira z Zagłębia, okryta jest tajemnicą. Choć policja i prokuratura wskazały właśnie na niego, wciąż nie wiadomo, czy nie był tylko ofiarą, którą wytypowały władze komunistyczne, by odtrąbić sukces w łowach na mordercę.

Jesienią 1964 roku na terenie Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego została zamordowana pierwsza ofiara: Anna Mycek. Od tego czasu Wampir atakował jeszcze 20 razy, aż do roku 1970. Zawsze w ten sam sposób - śledził ofiarę, podbiegał do niej z tyłu, uderzał w głowę ciężkim tępym przedmiotem. Bił, aż ofiara przestała się ruszać, później gwałcił ją. Części kobiet udało się przeżyć.

Sprawa była dla policji prestiżowa, bo jedną z ofiar była zamordowana w 1966 r. 18-letnia Jolanta Gierek, bratanica Edwarda Gierka, ówczesnego I sekretarza KW PZPR. Za wampira wyznaczono ogromną nagrodę - milion złotych. Do milicji zaczęły docierać donosy. Jeden z nich napisała żona Zdzisława Marchwickiego, Maria.

Jej mąż pasował do profilu zabójcy. Mimo że nie było praktycznie dowodów na jego winę, w pokazowym procesie skazano go razem z bratem, Janem. Obu na karę śmierci. Została wykonana w 1975 r. w specjalnym garażu milicyjnym w Katowicach. Ciała pochowano w nieoznaczonych grobach.











Reklama