W incydencie z filmu zabito jednego człowieka, drugi był ranny. Ale w całej drugiej wojnie w Zatoce Perskiej - szacunkowo - kilkanaście procent wszystkich, którzy zginęli, zabiły pociski wojsk koalicji. A według Księgi "Przyjaznego Ognia" Amerykańskich Wojen, aż 49 proc. ofiar po stronie sojuszników nie zabili Irakijczycy, a swoi. Być może dlatego Amerykanie nie chcą podać oficjalnych statystyk na temat ostatniej wojny.

Reklama

Jeden z ataków z "przyjaznym ogniem" w kwietniu 2003 przeżył dziennikarz BBC, John Simpson. Podróżował on z konwojem US/Peshmerga w Iraku. Zobacz film z tego wydarzenia.

Przelatujący nad konwojem samolot sojuszników wystrzelił rakietę, która trafiła w pojazdy. Na filmie widać trupy, po kamerze spływa krew rannego operatora. Dziennikarz naliczył 15 ciał i dziesiątki rannych.

W 2005 roku o mało nie zginął inny dziennikarz, Włoch Giuliana Sgrena. Ochraniający go agent już nie przeżył pomyłkowego ataku Amerykanów.

Do jeszcze gorszych incydentów dochodziło podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Tam co czwarty żołnierz koalicji ginął od pocisków swoich. Najczęściej to samoloty pomyłkowo ostrzeliwały swoje konwoje, czołgi, rzadziej mylili się żołnierze na ziemi.

Reklama

Zamiast "przyjazny ogień" Amerykanie mówią "niebieski na niebieskim" (blue on blue) - tym kolorem oznaczają swoich, zaś czerwonym - wrogów.