Beczki zostały zatopione w 1941 r. przez armię sowiecką, uciekającą przed wojskami III Rzeszy. Dowódcy obawiali się pozostawić truciznę wrogowi. Według ekspertów kontenery mogą bez większego zagrożenia leżeć w wodzie do 70 lat. Ten termin właśnie minął. Wystarczy tymczasem wyciek z jednej z beczek, by zabić wszystkie organizmy żywe w promieniu 40 km. Sprawa dotyczy południowego brzegu Krymu, okolic Jałty, Ałuszty i Teodozji, turystycznej mekki dla mieszkańców dawnego ZSRR.
W kontenerach znajduje się cała tablica Mendelejewa. Iperyt (zastosowany po raz pierwszy pod Ypres w czasie I wojny światowej), sarin (znany z ataków sekty Najwyższa Prawda na tokijskie metro), luizyt czy soman. Wystarczy kilka miligramów każdej z tych substancji, by zabić człowieka. Według niektórych badań już dziś stężenie amoniaku w niektórych rejonach Morza Czarnego stukrotnie przekracza dopuszczalne normy.
Z powodu czasu, który upłynął od chwili zatopienia kontenerów, nie da się ich bezpiecznie wydobyć na powierzchnię. Z kolei neutralizacja trujących substancji na miejscu możliwa jest do przeprowadzenia np. przy użyciu srebra (przeciwko sarinowi) czy rutenu (neutralizuje iperyt), lecz wiązałaby się ona z kosztami liczonymi w miliardach euro. A na to władz w Kijowie po prostu nie stać.
Rząd zdaje sobie sprawę z zagrożenia (beczki odkryła specjalna komisja powołana przez resort ekologii), jednak rezultaty badań utajniono.
Reklama