Jak podały kanadyjskie media, Charest spotkał się z dziennikarzami około 12 godzin po swojej internetowej "śmierci" i proszony o komentarz, powiedział, że gdy mu przekazano informację "podbiegł do lustra, by zobaczyć, czy ciągle tu jest".

Reklama

Ponieważ hakerzy zaatakowali stronę "Le Devoir" w nocy z poniedziałku na wtorek, początkowo wieść o rzekomym ataku serca premiera Quebecu krążyła w internecie. Dodatkowy problem polegał na tym, że hakerzy zablokowali informatykom dziennika dostęp do zarządzania stroną internetową i w końcu gazeta zdecydowała się zablokować dostęp do strony w ogóle, do czasu odzyskania nad nią kontroli.

Informację o śmierci Charesta hakerzy wpisali też - na krótko - na dotyczącą go stronę w Wikipedii.

Na razie nikt się nie przyznał do ataku na stronę "Le Devoir", zaś informatycy gazety oraz policja tropią winowajców. Jak przypomniała agencja Canadian Press, wykrycie winnych jest kwestią prestiżu i wiarygodności liczącej sobie ponad 100 lat montrealskiej gazety.

Reklama

Canadian Press, powołując się na słynnego byłego hakera z Montrealu Michaela Calce ("MafiaBoy" znanego m.in. z ataków na strony Yahoo!) podał, że w przypadku "Le Devoir" mogło raczej chodzić o hakerskie psoty, a nie o zaszkodzenie systemowi komputerowemu. Calce uważa, że strony gazet stają się interesującym celem dla informatycznych włamywaczy ze względu na to, że są licznie odwiedzane przez internautów.

Nie jest to pierwszy przypadek, gdy hakerzy podają fałszywe informacje o kanadyjskich politykach. W czerwcu na stronie rządzącej partii konserwatywnej znalazła się wiadomość, że premier Stephen Harper miał jakoby trafić do szpitala po tym, gdy zakrztusił się podczas śniadania.