Renesans narodowych uprzedzeń jest być może najbardziej deprymującym skutkiem ubocznym kryzysu euro - ocenia w środę niemiecki dziennik Frankfurter Allgemeine Zeitung". Gazeta chwali Polskę za to, że nie sięga po antyniemieckie stereotypy.

Reklama

Jak pisze "FAZ", w czasie kryzysu narody europejskie bez zahamowań posługują się karykaturami w skali, jakiej dawno już nie widziano. Niemcy są znów nazistami (w łagodnej wersji Bismarckami), podczas gdy południowi członkowie UE uchodzą za leni i małych oszustów (Grecy za wielkich oszustów). W prasie państw członkowskich nie brak żadnego stereotypu, nie wspominając już o dyskusjach w internecie. Niektóre stwierdzenia, które można było tam przeczytać w ostatnim czasie, przypominają lata przed i między wojnami światowymi - ocenia komentator dziennika.

Dodaje, że ta sytuacja dokumentuje klęskę UE. W zasadzie integracja europejska ponosi porażkę dokładnie na tym polu, które było jej główną troską: pojednanie narodów, które w swej długiej historii odnosiły się do siebie z podejrzliwością, zawiścią i wrogością - pisze "FAZ". To, że mimo jednolitego rynku i swobody przemieszczania się obywatele UE pozostali sobie obcy, dowodzi, iż polityka europejska nie doceniła wytrwałości myślenia w kategoriach narodowych - ocenia dziennik, dodając, że nie mogą tego zmienić wymiany uczniów, partnerstwa miast a nawet wspólny parlament w Strasburgu.

Dlatego w czasie kryzysu Europejczycy sięgają do tej skarbnicy wiedzy o swoich sąsiadach, którą właściwie chciano zamknąć po 1945 roku. Dla wielu Niemców może to być niespodzianką, ale reszta Europy jeszcze nie zapomniała o Trzeciej Rzeszy. Także rocznica zawieszenia broni w 1918 roku z całkowicie zrozumiałych względów jest dla niektórych sąsiadów Niemiec dniem świątecznym. Zagranica wie dużo więcej o niemieckich samochodach, niż o bolesnym rachunku sumienia, któremu Niemcy poddali się w minionych dziesięcioleciach. Mniejsze europejskie kraje nigdy nie pozbyły się pewnego zasadniczego sceptycyzmu wobec tego wielkiego państwa w środku kontynentu, którego powstanie i rozwój kosztowało jego sąsiadów wiele krwi - komentuje dziennik.

Reklama

Jak dodaje, pozytywne jest to, że politycy zachowują w tej sytuacji rozsądną postawę - szczególnie niemiecka kanclerz Angela Merkel, której spokój i rzeczowość pomogły utrzymać UE razem w najtrudniejszych chwilach. Z kolei w pozostałych państwach UE po przesadę i uprzedzenia sięgają przede wszystkim mniej znaczący politycy albo ekstremistyczne partie.

Szczególnie w Polsce dobrze widać, że elity zrozumiały, co jest stawką w tej grze. Rząd (Donalda) Tuska nieustępliwie walczy o swoje interesy, tak jak każdy kraj w UE, także Niemcy. Jednak premier nie czerpie z wielkiego rezerwuaru ran historycznych i antyniemieckich resentymentów, tak jak to czynił poprzedni rząd. UE będzie mieć przed sobą przyszłość tylko wówczas, gdy tak pozostanie we wszystkich państwach członkowskich - ocenia Frankfurter Allgemeine Zeitung.