Będzie to pierwsze głosowanie od czasu krwawo stłumionych wyborów prezydenckich w 2009 r., a więc i test popularności dla prezydenta - ultrakonserwatysty Mahmuda Ahmadineżada. Po ogłoszeniu wyników tamtych wyborów w Iranie wybuchły protesty, uważane za najpoważniejsze od czasu rewolucji islamskiej w 1979 r.

Reklama

Organizacje praw człowieka, takie jak Human Rights Watch, podkreślają, że wybory nie będą ani wolne, ani sprawiedliwe, m.in. ze względu na zdyskwalifikowanie przez władze setek kandydatów. Z kolei przywódcy opozycji albo nie mogą startować w wyborach, gdyż odsiadują wyroki, albo je bojkotują, uznając za "farsę". Kampania wyborcza trwała w Iranie zaledwie tydzień.

W wyborach do jednoizbowego, liczącego 290 miejsc, Islamskiego Zgromadzenia Konsultatywnego wystartuje 3444 spośród łącznie zgłoszonych 5395 kandydatów. Decyzję taką podjęła w zeszłym tygodniu Rada Strażników Rewolucji, która może zgłaszać weto wobec kandydatur. Osoby zamierzające ubiegać się o mandat musiały się najpierw zarejestrować w ministerstwie spraw wewnętrznych i przejść postępowanie sprawdzające. Gdy uzyskali wynik pozytywny, musieli uzyskać jeszcze zgodę Rady Strażników.

Politycy twierdzą, że złożona z sześciu duchownych i sześciu prawników Rada odrzuciła wielu zwolenników Ahmadineżada, zmuszając go do sięgnięcia po młodszych kandydatów, mało znanych na politycznej scenie. Według ekspertów, biorąc pod uwagę zmarginalizowanie reformatorów, oznaczać to może parlamentarną większość dla przeciwników Ahmadineżada, w czasie kiedy trwa polityczna walka między duchownymi i świeckimi konserwatystami.

Reklama

Te wybory to właściwie ostra rywalizacja między Ahmadineżadem a jeszcze bardziej konserwatywnymi twardogłowymi - uważa profesor Sadegh Zibakalam, politolog z Uniwersytetu w Teheranie, cytowany przez telewizję Al-Dżazira.

Frekwencja wyborcza będzie bacznie obserwowana, gdyż uważa się ją za istotny czynnik tego, ilu ludzi popiera konserwatystów, którzy dominują w obecnym parlamencie. Czołowi irańscy reformatorzy uchylają się od udziału w wyborach, wskazując, że nie będą one ani wolne, ani uczciwe. Dwaj opozycyjni kontrkandydaci Ahmadinżada w ostatnich wyborach prezydenckich - Mir-Hosejn Musawi i Mehdi Karubi - od ponad roku przebywają w areszcie domowym.

Al-Dżazira zwraca uwagę, że wysoka frekwencja może być również wzmocnieniem dla rządu, będącego obecnie pod olbrzymią presją, zarówno w kraju - ze względu na wysokie bezrobocie i słabe notowania gospodarcze, jak i na arenie międzynarodowej - z uwagi na swój kontrowersyjny program nuklearny.

Reklama

Politykę gospodarczą rządu Ahmadineżada ostro krytykują zwolennicy najwyższego przywódcy duchowo-politycznego Iranu, ajatollaha Alego Chameneia. W ostatnich tygodniach gwałtownie wzrosły ceny towarów, co jest efektem spadku kursu irańskiego riala oraz sankcji, jakie wspólnota międzynarodowa nałożyła na Teheran w związku z jego programem nuklearnym. Obóz Chameneia liczy na zwycięstwo, gdyż polityka rządu i sankcje utrudniają codziennie życie Irańczykom.

Zachód podejrzewa Iran o potajemne prowadzenie prac nad bronią atomową; władze w Teheranie ustawicznie twierdzą, że ich program nuklearny ma charakter czysto cywilny.

Według analityków, o ile przed poprzednimi wyborami prezydenckimi Ahmadineżad mógł liczyć na pełne poparcie ajatollaha, to spór między nimi zaostrzył się w kwietniu 2011 r., gdy próba zdymisjonowania przez prezydenta ministra ds. bezpieczeństwa została zawetowana przez duchowego przywódcę. Deputowani zdominowanego przez religijnych konserwatystów parlamentu grozili wówczas prezydentowi nawet impeachmentem, a kilku jego sojuszników pociągnięto do odpowiedzialności w związku z zarzutami korupcyjnymi.

Telewizja Al-Dżazira podaje, że na ulicach Teheranu ledwie dostrzegalna jest atmosfera wyborów. Gdzieniegdzie tylko, na głównych placach i ulicach stolicy, widać plakaty wyborcze. Jednak na większości z nich są wizerunki Chameneia, gdyż dwa obozy próbują wykorzystać jego popularność, by przyciągnąć wyborców. Wszystkie ugrupowania twierdzą bowiem, że są lojalne wobec najwyższego przywódcy, który ma decydujący głos w tak kluczowych kwestiach jak wojsko czy program nuklearny.

Administracja Ahmadineżada oświadczyła w zeszłym tygodniu, że nie będzie wspierać w wyborach żadnego konkretnego ugrupowania, aczkolwiek jego zwolennicy stworzyli blok wyborczy Paidari (Front Oporu). Jego głównym konkurentem jest Motahed (Zjednoczony Front), w skład którego wchodzą konserwatyści powiązani z Chameneiem.

W wyborach udział biorą jeszcze dwa mniejsze, również konserwatywne ugrupowania: Istadegi (Front Wytrzymałości) związany z Mohsenem Rezaeiem, rywalem Ahmadineżada w wyborach z 2009 r. oraz nowo utworzone ugrupowanie Głos Ludu, skupiające kilku obecnych deputowanych krytykujących Ahmadineżada. Al-Dżazira podkreśla, że piątkowe głosowanie, bez względu na to, kto wygra, najprawdopodobniej nie zmieni kursu Iranu, zarówno w sprawach wewnętrznych, jak i zagranicznych.

Do udziału w głosowaniu uprawnionych jest ponad 48 milionów obywateli Iranu w tym liczącym ponad 75 milionów ludzi kraju.