Romney, były gubernator Massachusetts, wygrał w pięciu spośród dziesięciu prawyborów w ostatni wtorek i umocnił się na pozycji lidera. Ma teraz 415 delegatów na partyjną konwencję wyborczą (przydzielanych na podstawie wyników prawyborów), która nominuje kandydata Partii Republikańskiej (GOP) na prezydenta - ponaddwukrotnie więcej niż jego najgroźniejszy rywal, były senator Rick Santorum (176).

Reklama

Do nominacji potrzeba minimum 1144 delegatów, a więc nawet Romneyowi wiele jeszcze brakuje. Z analiz i sondaży wynika jednak, że Santorum, a także były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich, który zdobył 105 delegatów, praktycznie nie mają już szans na dogonienie Romneya. W większości pozostałych stanów, gdzie odbędą się prawybory, delegatów przydziela się na zasadzie proporcjonalnej, zgodnie z liczbą zdobytych głosów. Oznacza to, że rywale Romneya musieliby w wielu z nich wygrać z nim, i to z dużą przewagą - co, jak wskazują sondaże, nie wydaje się możliwe.

Tylko w czterech stanach delegatów przydziela się na zasadzie "zwycięzca bierze wszystko", ale akurat tam - w Delaware, New Jersey, Utah i Dystrykcie Stołecznym Waszyngton - Romney jest zdecydowanym faworytem. Sztab Romneya, a także popierający go czołowi stratedzy i GOP przekonują, że przedłużanie prawyborów szkodzi partii, gdyż zmusza byłego gubernatora do negatywnej kampanii wyborczej, w której jego rywale wysuwają przeciw niemu rozmaite zarzuty polityczne i osobiste. Pogarsza to wizerunek Romneya i daje dodatkowe argumenty prezydentowi Barackowi Obamie w jego kampanii o reelekcję.

Przedłużająca się walka o nominację drenuje też fundusze Romneya, których będzie potrzebował na kampanię z Obamą. Dysponuje on ogromnymi środkami jako urzędujący prezydent.

Reklama

Konkurenci Romneya odpowiedzieli jednak negatywnie na apel jego obozu i republikańskiego establishmentu. Santorum oświadczył, że ubiega się o nominację jako przedstawiciel "zwykłych ludzi", w odróżnieniu o popieranego przez "machinę partyjną" Romneya. Zdaniem Gingricha Romney nie ma szans na pokonanie Obamy, gdyż "nie jest możliwe, by umiarkowany polityk wygrał tegoroczne wybory". Gingrich twierdzi, że zwyciężyć może tylko "prawdziwy konserwatysta" - taki jak on sam.

Zdecydowana większość ekspertów uważa jednak obu rywali Romneya za "niewybieralnych" w konfrontacji z Obamą, którego notowania wzrosły w ostatnich miesiącach.