Izraelskie myśliwce zrzuciły co najmniej dwie bomby na miejsce, w którym miała być przechowywana broń dla libańskiego Hezbollahu. Nalot potępiły także inne kraje arabskie, które nie są sojusznikami Syrii.

Syryjskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że dokonując nalotu, Izrael wspiera powiązanych z Al-Kaidą terrorystów, walczących o obalenie władz w Damaszku. Reżim prezydenta Baszara al-Assada często określa zbrojną opozycję mianem grup terrorystycznych. Według strony syryjskiej, bomby spadły w nocy nie na jeden ale na trzy cele i zabiły wiele osób. Damaszek wysłał już w tej sprawie list do ONZ.

Reklama

Izraelskie bombardowanie potępiły też władze Egiptu oraz Ligi Arabskiej, które wyraźnie opowiadają się po stronie syryjskich rebeliantów. W oświadczeniu egipskiego prezydenta Mohammeda Mursiego można przeczytać, że Egipt nie popiera rozlewu krwi w Syrii, ale nocny atak traktuje jako pogwałcenie prawa międzynarodowego. Naloty potępiła nawet Wolna Armia Syrii, jedna z głównych grup zbrojnej opozycji.

Izrael twierdzi, że zbombardował magazyn broni, która miała trafić w ręce libańskiego Hezbollahu, zagorzałego wroga państwa żydowskiego. Według źródeł amerykańskich, chodziło o skład irańskich rakiet Fateh-100. W styczniu Izrael z tych samych powodów zbombardował tę samą bazę w Damaszku.

Reklama

Po nocnym bombardowaniu na nadzwyczajnym posiedzeniu w Jerozolimie zebrał się izraelski rząd. Władze kraju, w obawie przed możliwym odwetem ze strony Hezbollahu, zamknęły dla samolotów pasażerskich przestrzeń powietrzną nad północną częścią kraju, m.in. nad Hajfą.