Skandalem zakończył się prorządowy mityng w Kijowie. Prawie stu jego uczestników przyszło przed biuro Partii Regionów, aby zażądać wypłaty za udział. Przez kilka tygodni rządzące na Ukrainie ugrupowanie przywoziło do Kijowa pociągami i autobusami swoich zwolenników z południa i wschodu kraju. Byli to pracownicy sfery budżetowej i robotnicy z zakładów przemysłowych. Za dzień stania mieli oni otrzymać 200 hrywien, czyli 80 złotych. Organizatorzy nie ze wszystkimi się jednak rozliczyli. Późnym wieczorem przed biuro Partii Regionów przyszło prawie sto osób, które żądały wypłaty poborów. Jednoczyliśmy się dla prezydenta Janukowycza, całą duszą i sercem, a tu tak z nami postępują. To świństwo - mówili korespondentowi Polskiego Radia.

Reklama

>>>Tituszki, majdanarbajter - słownik ukraińskich protestów

Prorządowe manifestacje zwolenników rządzącej Partii Regionów rozpoczęły się 24 listopada, a zakończyły się wczoraj. "AntyMajdan" miał być przeciwwagą dla protestów na placu Niepodległości, które mają trwać co najmniej do Nowego Roku. Przedstawiciele władz domagali się wręcz, aby telewizja pokazywała wiece przed Radą Najwyższą tak samo często, jak pokazuje antyrządowe manifestacje. Część mediów spełniła to życzenie - widzowie oglądali zatem codziennie roześmiany i pełen inicjatywy Majdan i prorządowy smutny zorganizowany odgórnie protest, którego część uczestników zasłaniała twarze wstydząc się kamer, a niektórzy nie mieli pojęcia po co tam stoją.