Rozciągnięcie frontu przez wspieranych przez Rosję separatystów jest najlepszym dowodem, że siły ukraińskie straciły inicjatywę na froncie w Zagłębiu Donieckim. A jeszcze miesiąc temu wraz z kolejnymi wyzwalanymi miastami wydawało się, że likwidacja samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych, tworzących tzw. Noworosję, jest już tylko kwestią czasu. Bezpośrednią przyczyną porażek jest zwiększone wsparcie dla DRL i ŁRL ze strony Moskwy, które przyśpiesza problemy systemowe sił zbrojnych Ukrainy.
Ilu dokładnie rosyjskich żołnierzy walczy pod flagami Noworosji? Tego dokładnie nie wiadomo. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy szacowała kilka tygodni temu, że Rosjanie - zarówno ochotnicy, jak i żołnierze służby czynnej - stanowią 30 proc. ocenianych na 10 tys. ludzi sił przeciwnika. Holenderski generał Nico Tak, szef centrum zarządzania kryzysowego NATO, mówił w czwartek, że jest ich w sumie ponad tysiąc i ta liczba ciągle rośnie.
- W ciągu ostatnich dwóch tygodni notujemy znaczącą eskalację poziomu zaawansowania rosyjskiej interwencji wojskowej na Ukrainie - oceniał.
Z kolei szefowa Sojuszu Komitetów Matek Żołnierzy Rosji Walentina Mielnikowa podała w rozmowie z telewizją Dożd liczbę 15 tys. Rosjan, którzy mieli zostać wysłani na teren Ukrainy. Jej zdaniem część z nich to oficerowie formalnie przebywający na bezterminowych przepustkach, a część - szeregowcy, którzy nie muszą nawet wiedzieć, że przewieziono ich przez granicę. Tak jak twierdziło 10 pojmanych w ubiegłym tygodniu przez batalion Ajdar Rosjan. Komitet Matek Żołnierzy Kraju Stawropolskiego przygotował listę 400 poległych i rannych w niewyjaśnionych okolicznościach, czyli najpewniej właśnie na Ukrainie.
Reklama
Moskwa oficjalnie wciąż utrzymuje, że nie ma nic wspólnego z rebelią w Zagłębiu Donieckim. Jeńcy ajdarowców ze stacjonującego na co dzień w Kostromie 331. pułku 98. dywizji powietrznodesantowej mieli "zabłądzić podczas patrolowania granicy". Zaś kolejne dowody używanej do walki z oddziałami rządowymi broni są przemilczane. Najbardziej znanym przykładem był kompleks rakietowy Buk, wywieziony spod Doniecka zaraz po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga. Ale są i nowsze: w czwartek NATO pokazało pochodzące z 21 sierpnia zdjęcia satelitarne jadącej z Rosji kolumny ciężkiego sprzętu wojskowego, zrobione nieopodal kontrolowanego przez ŁRL Krasnodonu.
Reklama
Wszystko to ułatwiło separatystom uzyskanie dostępu do morza w Nowoazowsku. To kilkunastotysięczne miasto jest jednak pozbawione dogodnego połączenia drogowego z Donieckiem. Aby je odzyskać, siły DRL musiałyby zlikwidować oddziały przeciwnika odcięte w kotle amwrosijiwskim, w który wpadły podczas próby zajęcia Iłowajska, znajdującego się na drodze do Doniecka.
W pobliżu Amwrosijiwki utknęły nie tylko oddziały regularne (28. i 30. brygady zmechanizowane oraz 95. brygada aeromobilna), lecz także siły trzech ochotniczych batalionów - Ajdar, Donbas i Szachtarśk. Być może właśnie chęć łatwego odzyskania kontroli nad drogą Donieck - Nowoazowsk popchnęła prezydenta Władimira Putina do złożenia w nocy z czwartku na piątek oferty okrążonym oddziałom.
Wzywam siły pospolitego ruszenia do otwarcia korytarza humanitarnego dla otoczonych ukraińskich żołnierzy, by w celu uniknięcia bezsensownych ofiar dać im możliwość wyjścia z rejonu działań bojowych - czytamy w oświadczeniu Kremla.
- Z całym szacunkiem dla Władimira Władimirowicza Putina jesteśmy gotowi stworzyć takie korytarze pod warunkiem zdania ciężkiego uzbrojenia i amunicji, aby w przyszłości nie zostały one wykorzystane przeciw nam - odpowiedział premier DRL Ołeksandr Zacharczenko.
Powstrzymanie prób okrążenia Ługańska i Doniecka tylko uwypukliło strukturalne problemy ukraińskiej armii. - Na początku operacji antyterrorystycznej (ATO) brakowało nawet systemów kierowania ogniem, które były na wyposażeniu naszych misji zagranicznych. To była katastrofa, armia zasługuje na nagrodę, że w ogóle wytrzymała pierwsze tygodnie. Stopniowo te problemy były jednak rozwiązywane - opowiadał nam charkowski komentator wojskowy Ołeksij Arestowycz. Udało się zwiększyć stan liczebny gotowych do walki oddziałów z 5 tys. osób w marcu do około 50 tys. obecnie. Nie udało się jednak wszystkim zapewnić sprzętu.
Jeden z naszych rozmówców skarży się na przykład, że po dotarciu na miejsce dyslokacji otrzymał pistolet wyprodukowany w latach 40. XX wieku. Mimo to nie brak broni jest najpoważniejszym problemem. - Ukraina nie potrzebuje od Zachodu czołgów ani karabinów, tego dobra nam nie brak - wskazywał w rozmowie z nami kijowski politolog Jewhen Mahda. Kijów należy nawet do największych światowych eksporterów broni (co prawda częściowo za sprawą wyprzedawania zasobów w czasach Wiktora Janukowycza).
Żołnierzom brakuje za to hełmów, kamizelek kuloodpornych, lekarstw czy kamer termowizyjnych, potrzebnych zwłaszcza podczas nocnego zwiadu. Na Ukrainie stale są organizowane kampanie zbierające środki na zakup właśnie tego typu wyposażenia. Powodem nie jest przy tym jedynie niski budżet. Jak mówił nam ppłk rez. Serhij Bratczuk z Odessy, Janukowycz obcinał środki przeznaczone na armię, dofinansowując raczej aparat represji - specjalne oddziały MSW i SBU.
- Niemal całkowicie zrezygnowano też z organizowania większych manewrów wojskowych, które jeszcze za Wiktora Juszczenki jednak się zdarzały - mówił nam Bratczuk.
Kolejnym problemem jest nielojalność części sił zbrojnych. Armia jest nasycona rosyjskimi agentami; w czasach Janukowycza na wysokie stanowiska promowano ludzi jeszcze do niedawna posiadających rosyjskie obywatelstwo. Najlepszym przykładem był Dmytro Sałamatin, który w 2012 r. krótko pełnił funkcję ministra obrony. Sałamatin był zięciem byłego wicepremiera Rosji Olega Soskowca, a ukraiński paszport zdobył dopiero w 2005 r. W czwartek z kolei dziennikarka Anna Babineć ujawniła, że brat zastępcy dowódcy ATO generała Wjaczesława Nazarkina Siergiej jest zastępcą dowódcy rosyjskiego garnizonu w Omsku i walczy po stronie DRL. Bracia regularnie się przy tym kontaktują. - Praktycznie każda specoperacja z udziałem Nazarkina kończy się katastrofą i śmiercią specnazowców - zdradza Babineć.
Zdarzają się także przypadki ucieczki z pola walki. Najbardziej spektakularnym była ubiegłotygodniowa dezercja całego 5. batalionu Prykarpattia, który w składzie 400 osób zbiegł ze strefy ATO z pełnym wyposażeniem.