"Trash Bucket Challenge" - bo tak nazywany jest przez niektórych ten rodzaj ulicznego samosądu (od Ice Bucket Challenge - polewania się lodowatą wodą w imię zbierania pieniędzy dla chorych na stwardnienie zanikowe boczne) - mimo dość frywolnej nazwy jest na Ukrainie poważnym problemem. Na tyle poważnym, że zajmują się nim zajmują wyższe władze państwowe. Co nie znaczy, że wygrywają.

Reklama

Do śmietnika za karę

Zaczęło się 16 września, kiedy w śmietniku wylądował deputowany niegdyś należący do janukowyczowskiej Partii Regionów, Witalij Żurawskij. "Mściciele" dopadli go przed siedzibą ukraińskiego parlamentu. Zaczęło się od tego, że tłum obrzucił go wyzwiskami, a następnie, popychając, wrzucił do kosza na śmieci. Wśród nagrywających wszystko telefonów komórkowych na polityka spadła opona, ktoś oblał go też niezidentyfikowaną substancją. By nie mógł się wydostać, przytrzymywano go za głowę. Co ciekawe, żaden z napastników nie miał zasłoniętej twarzy.

Trwa ładowanie wpisu

Wybór ofiary nie był przypadkowy. Żurawskij jest autorem projektu przyjętej w styczniu tego roku ustawy, która zaostrzała kary wobec organizatorów antyrządowych demonstracji. Ci, którzy wrzucili go do śmietnika przed parlamentem, krzyczeli, że chcą lustracji takich jak on - "regionałów", czyli członków Partii Regionów, a także łapówkarzy.

Reklama

Ale choć teoretycznie ustawa lustracyjna została przyjęta, to wykonawcom ulicznych samosądów to nie wystarczyło. 25 września w śmietniku wylądował inny deputowany. Wiktor Pilipiszyn nie dość że został wrzucony do kosza, to jeszcze oblany czerwoną farbą. Tym razem jednak nie skończyło się na brudnym ubraniu - mężczyzna trafił do szpitala ze wstrząsem mózgu.

Osądzeni nie skarżą się, winnych więc nie ma

Reklama

Pilipiszyn był jedynym, który zdecydował się zgłosić sprawę na milicję. Nie zrobił tego Aleksandr Panczenko, były ataman wojsk kozackich na Zaporożu, który nawet nie próbował bronić się przed włożeniem go do kosza na śmieci.

Trwa ładowanie wpisu

Władzom nie poskarżył się również tymczasowy gubernator Obwodu Sumskiego, Wiktor Czerniawskij, któremu kosz na śmieci założono na głowę. "Śmieciowa lustracja" dopadła również deputowanego Witalija Gruszewskiego, deputowanego rady regionalnej w Równem Aleksandra Daniłczuka, a także dwóch deputowanych rady w Czerkasach - oni również wylądowali w śmietniku. W Czerniowcach w śmietniku wylądował główny lekarz, a w Dniepropietrowsku - prokurator.

O ile jednak początkowo poszkodowana była głównie duma i garnitury polityków, o tyle ostatnio coraz częściej samosądy kończą się obrażeniami i pobytem w szpitalu. Byłego członka Partii Regionów, Nestora Szufricza, próbowano wrzucić do śmietnika w Odessie, gdzie zorganizował konferencję prasową w związku z toczącą się na Ukrainie kampanią przed wyborami parlamentarnymi. Grupa "mścicieli" już na niego czekała, on jednak, czując co się święci, ostatecznie na konferencję nie przyszedł. Gdy próbował wydać oświadczenie dla prasy, rozpętała się bójka. - Podeszli do mnie i powiedzieli, że powinienem wyjechać z Odessy w koszu na śmieci. Odpowiedziałem im, że by się tak stało, najpierw muszą mnie zabić. No i spróbowali - opowiadał potem Szufricz, który trafił do szpitala z urazem głowy i zmasakrowaną twarzą.

Odpowiedzialność za ten konkretny incydent wziął na siebie skrajnie prawicowy Prawy Sektor. - Mamy na oku listę regionałów, którzy rozpierzchli się po różnych grupach parlamentarnych, listę komunistów działających w parlamencie. Wrzucanie takich kandydatów do koszy na śmieci to działanie prewencyjne - ci ludzie powinni zrozumieć, że nie powinni pchać się do polityki - mówił rzecznik organizacji, Artiom Skoropadskij.

Śmieciowy... obciach?

- To psuje wizerunek kraju za granicą - komentuje "śmieciową lustrację" politolog Taras Berezowiec. Przyznaje, że podobne incydenty coraz bardziej przypominają akcje przeprowadzane na zamówienie polityczne. - Samosąd to nie jest metoda, która może istnieć w demokratycznym kraju - dodaje.

O "trash bucket challenge" napisał na swoim facebookowym profilu także ukraiński minister spraw wewnętrznych. - Panowie radykałowie, nie bądźcie marginalnymi kretynami, nie dajcie się ponieść tępemu instynktowi i sprowokowanej chęci osądzania prawem tłumu - zaapelował Arsen Awakow. Jak napisał, obawia się, że jeszcze kilka rozbitych twarzy takich Szufriczów i Europa odwróci się od ukraińskiej rewolucji.

Odpowiedział mu niezrzeszony deputowany Ołeh Liaszko. - Awakow sam jest kretynem! Dlatego że nie rozumie, że ludzie działają w tak radykalny sposób, ponieważ nie istnieje prawo. Władza dogadała się z regionałami, przyznała im odpust, dlatego nie ma ani jednego procesu członka bandy Janukowycza - napisał polityk.

Tymczasem o "śmieciowej lustracji" napisały już europejskie media, wypowiedział się na jej temat również przedstawiciel Unii Europejskiej na Ukrainie. - To nie jest zgodne z europejskimi tradycjami pokojowych kampanii wyborczych. Takie działania służą interesom tych, którzy nie chcą pokoju na Ukrainie. Władze państwowe i publiczne powinny współpracować w celu zapobiegania aktom przemocy i zastraszania - stwierdził Jan Tombiński, polski dyplomata, a od dwóch lat ambasador UE na Ukrainie.