Turcja zarzeka się, że nie wjedzie czołgami do oblężonego miasta Kobani w Syrii. Od kilku dni nad zamieszkałym przez Kurdów miastem wisi groźba przejęcia kontroli przez fanatycznych radykałów z Państwa Islamskiego. Nie tylko Kurdowie, ale także część wspólnoty międzynarodowej prosi Turcję o pomoc i argumentuje, że bez interwencji lądowej miasto upadnie.

Reklama

Miasto Kobani leży zaledwie kilometr od turecko-syryjskiej granicy. Od kilku dni, dzięki bohaterskiej obronie Kurdów znajduje się na czołówkach mediów. Z pomocą amerykańskiego lotnictwa, które bombarduje islamistów z powietrza, Kurdom udało się zatrzymać ofensywę radykałów i wyprzeć ich na obrzeża miasta. Nadal jednak istnieje groźba, że fanatycy będą chcieli wrócić.

Turcja rozstawiła czołgi na granicy z Syrią, ale konsekwentnie powtarza, że nie wjedzie do Kobani. Nie należy się spodziewać, że Turcja samodzielnie rozpocznie operację lądową. To nierealne - mówił w Ankarze turecki minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu po spotkaniu z Sekretarzem Generalnym NATO. Przypomniał, że do tej pory Turcja przyjęła już ponad 200 tysięcy uchodźców z Kobani i że stale wysyła do miasta pomoc humanitarną.

Również Sojusz Północnoatlantycki nie zamierza interweniować w Syrii, choć jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie bronić Turcji. „Turcja ma drugą co do wielkości armię w NATO. Oczywiście NATO zawsze jest gotowe wspierać każdego Sojusznika w swojej obronie. Właśnie dlatego rozmieściliśmy w Turcji rakiety Patriot” - mówił w Ankarze Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg.

Reklama

Przeciwko bezczynności Turcji protestują mieszkający tam Kurdowie. Od dwóch dni w miastach na południowym-wschodzie kraju, ale także w Ankarze i Stambule dochodzi do zamieszek. Zginęły w nich już co najmniej 24 osoby.

Fanatycy z Państwa Islamskiego od kilkunastu tygodni zajmują kolejne tereny w Syrii i w Iraku. Ogłosili tam powstanie islamskiego kalifatu, a na zajętych terenach dokonują czystek etnicznych wśród chrześcijan, jazydów i szyitów. Są dobrze zorganizowani a utrzymują się m.in. ze sprzedaży ropy, z zagarniętych rafinerii.
Pozycje islamistów w Iraku i Syrii od początku lipca bombardują amerykańskie myśliwce. W kolejnych tygodniach do nalotów przyłączyły się też Wielka Brytania, Francja, Holandia i Kanada oraz kilka krajów Zatoki Perskiej. Ocenia się, że do tej pory dokonano ponad 380 nalotów na pozycje Państwa Islamskiego.

ZOBACZ TAKŻE: Kurdowie wyszli na ulice. Domagają się tureckiej interwencji w Kobani>>>