Porywaczami są prawdopodobnie członkowie grupy Abdulaje Miskine'a, której lider został w ubiegłym roku aresztowany na granicy RŚA i Kamerunu i siedzi w więzieniu. Według informacji misjonarzy, partyzanci mieli też uprowadzić drugiego Polaka, ale po negocjacjach został on uwolniony.

Reklama

Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołało specjalny zespół, który ma zająć się sprawą. Rzecznik resortu Marcin Wojciechowski poinformował, że porwany ksiądz ma kontakt ze swoimi współpracownikami. - Jest on dobrze traktowany, kontaktował ze swoimi współbraćmi telefonicznie - mówił Wojciechowski.

Z kolei sekretarz działającej przy Episkopacie Polski Komisji do spraw Misji ojciec Kazimierz Szymczycha poinformował, że pracujący na miejscu zakonnicy starają się pomóc uprowadzonemu Polakowi. - Koledzy przygotowują mu ubranie i leki. Przygotowują mu wysyłkę, bo on, porwany w nocy, nie był przygotowany na taki dłuższy pobyt - podkreślił ojciec Szymczycha.

Polscy księża twierdzą, że porywacze chcą wymienić Polaka na swojego lidera, który siedzi w więzieniu w Kamerunie. Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski nie wyklucza jednak, że sprawa może mieć także charakter rabunkowy. Wojciechowski podkreśla jednak, że porywacze nie są czołową grupą działającą w Republice Środkowoafrykańskiej. - To nie jest grupa, którą można kojarzyć się z jedną z głównych sił politycznych. Raczej ta sprawa ma charakter lokalny - dodaje Wojciechowski.

Reklama

Grupa Abdulaje Miskine'a już wcześniej miała być zaangażowana w porwania, a kilku jej członków zostało przez Stany Zjednoczone wpisanych na czarną listę i objętych sankcjami.

O sprawie zostali poinformowani pracujący na miejscu dyplomaci oraz francuscy żołnierze, którzy stacjonują w Republice Środkowoafrykańskiej. Polscy księża informowali, że w negocjacje z porywaczami miało być zaangażowanych także 50 polskich żołnierzy, którzy są na misji w Afryce, ale Dowództwo Operacyjne nie potwierdza tych informacji.

Obecnie, w Republice Środkowoafrykańskiej pracuje 32 polskich misjonarzy. MSZ przypomina o swoim wcześniejszym ostrzeżeniu, kategorycznie odradzającym podróże do tego kraju.

Reklama

Ks. Mateusz Dziedzic został misjonarzem w 2009 roku. Pracował w misji Bagandou, gdzie diecezja tarnowska prowadzi szpital dla Pigmejów - pomaga w rozbudowie placówki (gabinet dentystyczny, laboratorium, pracownia USG, sala przyjęć i apteka). Prowadził także zajęcie z tamtejszymi dziećmi i młodzieżą.

Pigmeje wśród Afrykańczyków są traktowani jako najniższa i gorsza kategoria ludzi.

Diecezja tarnowska słynie z ogromnej liczby misjonarzy, którzy służą na trzech kontynentach - Ameryce Południowej, Azji i Afryce. Ks. Dziedzic i jego kolega, z którym pojechali do Afryki, dołączali do grona 45 księży tarnowskich pracujących na misjach.