Po raz kolejny zawiodły norweskie służby specjalne mające pilnować bezpieczeństwa kraju - podkreślają media. Fakt istnienia nielegalnej sieci podsłuchów obejmującej parlament, siedzibę premiera, strategicznie ważne instytucje, takie jak banki centralne i spółki energetyczne odkryła redakcja dziennika "Aftenposten", a nie cywilny kontrwywiad - PST.

Reklama

Eksperci, którzy zastanawiają się, jakie państwo może stać za takim poważnym przedsięwzięciem, wskazują przede wszystkim na Moskwę i Pekin.

Mamy zimne relacje z Rosją i złe stosunki z Chinami - przypomniał dr Sean Ulrichsen z Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W tym kontekście mówi się też o Stanach Zjednoczonych, które być może chciałyby obserwować sytuację w Norwegii, członka NATO, zaliczanego do piętnastki najbardziej znaczących państw świata, będącego ważnym producentem ropy i gazu.

Pierwszym krokiem, jaki wykonano po odkryciu w ubiegłym tygodniu podsłuchów, było zaopatrzenie telefonów komórkowych członków rządu w nowy system kodowania. Zdaniem specjalistów jest to jednak niewystarczające zabezpieczenie, bo nie obejmuje między innymi korespondencji SMS-owej.

Reklama