Między 5 a 10 grudnia Rosjanie ćwiczyli gotowość bojową wojsk na co dzień odpowiedzialnych za strzeżenie zachodniej granicy Rosji - od Finlandii po Ukrainę. Ćwiczenia prowadzono na terenie Obwodu Kaliningradzkiego i na Bałtyku. Zgodnie z komunikatem wydanym przez rosyjski resort obrony, chodziło o sprawdzenie zdolności do obrony najdalej na zachód wysuniętego fragmentu Federacji Rosyjskiej.

Reklama

By przeprowadzić ćwiczenia, w dwa dni przetransportowano do Obwodu Kaliningradzkiego dwie brygady: rakietową i powietrzno-desantową. W czasie manewrów wykorzystano "żywy ogień" - informuje MON. Wiadomo też, że ćwiczono przerzucanie w ten region iskanderów, czyli lądowych pocisków balistycznych o zasięgu 380-500 km.

Wieczorem rosyjskie media podały, powołując się na ministerstwo obrony, że rakiety iskander powróciły z obwodu kaliningradzkiego do punktu stałej dyslokacji w głębi Rosji.

Niepokojące sygnały o tym, co dzieje się nad Bałtykiem i na jego wodach, nasiliły się jesienią. Wtedy to Litwa, Łotwa i Estonia coraz częściej informowały o rosnącej aktywności rosyjskich samolotów i okrętów. Mówił o tym m.in. sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>), a także głównodowodzący siłami Sojuszu w Europie, gen. Philip Breedlove.

Reklama

Z drugiej jednak strony oliwy do ognia dolało przeprowadzenie w listopadzie na Litwie międzynarodowych manewrów wojskowych. Ćwiczenia, które początkowo miały dotyczyć jedynie litewskich żołnierzy, w ostateczności objęły wojskowych z dziewięciu krajów. O podniesienie statusu manewrów wnioskowały kraje bałtyckie i Polska.