'Noworosji nie ma. My oczywiście stosujemy tę nazwę, ale to falstart. Szczerze mówiąc, Noworosja pozostała w sferze idei, która się nie ziściła". To nie są słowa żadnego z ukraińskich polityków. W ten sposób trzy kwartały walki z Kijowem podsumował rosyjski politolog Aleksandr Borodaj, który przez trzy miesiące na przełomie wiosny i lata pełnił funkcję premiera Donieckiej Republiki Ludowej.
Nie próbowałem walczyć o władzę w Noworosji i zrezygnowałem ze stanowiska między innymi po to, by unikać podobnych sytuacji. I wzywam, by mnie w tej kwestii naśladować – tak z kolei były lider rebelii w Donbasie Igor Striełkow skomentował zabicie jednego z komendantów polowych. Ołeksandr Biednow, szef sztabu 4. batalionu armii Ługańskiej Republiki Ludowej, został zamordowany 1 stycznia w wewnętrznych porachunkach między przywódcami ŁRL.
Sobotni apel Striełkowa, który zinterpretowano jako namowę do wyjazdu rosyjskich ochotników z Zagłębia Donieckiego, to jeden z najwyraźniejszych dowodów na klęskę projektu Noworosji. Według Striełkowa winę za ten stan rzeczy ponosi brak zdecydowania rosyjskich przywódców. Striełkow już wcześniej pozwalał sobie na otwartą krytykę postępowania Rosji, a mówił nawet, że „Władimir Putin może zbudować co najwyżej Wielki Honduras, a nie Wielką Rosję”.
Reklama
Tymczasem jeszcze w marcu zwolennicy „rosyjskiej wiosny” roztaczali wizje powołania jednego organizmu, który połączyłby Odessę z Zaporożem, Donieckiem i Charkowem, odcinając resztę Ukrainy od Morza Czarnego. Nowym władzom w Kijowie stopniowo udało się opanować sytuację w większości obszarów kraju poza Zagłębiem Donieckim, gdzie wybuchła wojna. Po ustaleniu linii demarkacyjnej we wrześniu 2014 roku dwa separatystyczne quasi-państwa zajęły 1/3 obszarów Donbasu. Wbrew nadziejom separatystów Moskwa nie zdecydowała się jednak na przyłączenie DRL i ŁRL zgodnie ze zrealizowanym w marcu ubiegłego roku scenariuszem krymskim.
Reklama
Noworosja została zawieszona w politycznej i gospodarczej próżni. A gdy przyszła zima, mieszkańcy miast zrujnowanych wielomiesięcznymi działaniami wojennymi – tak ukraińskiej armii, jak i sił (pro)rosyjskich – zaczęli odczuwać głód i chłód. W nocy pod koniec tygodnia synoptycy zapowiadają dla Doniecka nawet 28 stopni mrozu. Są już pierwsze, choć trudne do potwierdzenia informacje o zgonach spowodowanych głodem. Striełkow już w listopadzie alarmował, że rosyjska pomoc humanitarna nie dociera do najbardziej potrzebujących adresatów. W październiku reporter DGP trafił zaś na moskiewską konferencję na temat perspektyw odbudowy Donbasu, w której udział wzięli m.in. przedstawiciele separatystów, a także rosyjscy ekonomiści i parlamentarzyści. Jedynym konkretem była konieczność dostarczenia na wschodnią Ukrainę burżujek. Rozwiązań systemowych brak.
Pochodzący z zajętych przez ŁRL 90-tys. Rowieniek publicysta tygodnika „Nowoje wriemia” Maksym Butczenko roztacza ponury obraz rodzinnych terenów. Odkąd Ukraina wstrzymała finansowanie straconych terenów, mieszkańcy po własną emeryturę czy zasiłek muszą przeprawiać się przez system punktów kontrolnych do któregoś z miast znajdujących się pod kontrolą Kijowa. Według danych oficjalnych chodzi o niebagatelną liczbę 1,4 mln emerytów, którzy nie mogli lub nie chcieli opuszczać swoich domów. Bankomaty nie działają, podobnie jak znaczna część przedsiębiorstw. Chemiczny koncern Styroł, dla którego pracowało 5 tys. mieszkańców poddonieckiej Gorłówki, nie pracuje od lata.
A do problemów gospodarczych trzeba doliczyć drastyczne łamanie praw człowieka. – Ludziom podejrzanym o sprzyjanie Ukrainie każe się kopać własne groby, poddaje się ich torturom, bije. Niektórzy znikają bez wieści – powiedział w rozmowie z Deutsche Welle przedstawiciel ONZ ds. praw człowieka Gianni Magazzeni. Urzędnik wspomina też o swoistym pojęciu sprawiedliwości wśród nowych władz. – Los oskarżonych o gwałt został zadecydowany w drodze głosowania mieszkańców: śmierć czy wysłanie na front – relacjonuje Magazzeni. Odpryskiem są porachunki, których kolejną z ofiar stał się Ołeksandr Biednow.
Wszystko to nie oznacza jednak, że mieszkańcy terenów zajmowanych przez DRL i ŁRL zaczęli masowo popierać Ukrainę. Według Butczenki dojmującym uczuciem jest rozczarowanie – co do popieranego wcześniej przez co najmniej trzecią część ludności odłączenia od Ukrainy, pseudoniepodległości i Moskwy, która nie odpowiedziała na apel „Putin, wwiedi wojska!” (Putin, wprowadź wojska!). Separatyści, robiąc krok do przodu w stronę niezależności, zepchnęli Donieck i Ługańsk w przepaść.