Ostatnią ofiarą był prorosyjski publicysta Ołeś Buzyna (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). Jeszcze w 2010 roku, gdy Janukowycz zostawał prezydentem, dziennikarz występował za federalizacją Ukrainy. Dwa lata później bezskutecznie startował w wyborach parlamentarnych z list Bloku Rosyjskiego. - Moim ideałem byłaby odbudowa imperium rosyjskiego, tymczasem jestem zmuszony do przystosowania się do potwornych warunków rozbudowy niepodległej Ukrainy - mówił przed laty.

Reklama

Buzynę zastrzelono pod domem. Mordercy odjechali kradzionym samochodem na białoruskich lub łotewskich numerach. Tego samego dnia prezydent Rosji Władimir Putin określił zbrodnię mianem politycznej i oskarżył Kijów, że ten nie prowadzi śledztw w takich sprawach. Ukraińscy politycy, m.in. bliski prezydentowi Petrowi Poroszence poseł Wołodymyr Arjew, zasugerowali, że w zabójstwo są zamieszane rosyjskie służby, które w ten sposób próbują destabilizować sytuację w kraju.

Dzień wcześniej w podobnych okolicznościach zginął z kolei były poseł Partii Regionów Ołeh Kałasznikow (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). Mężczyzna nie był postacią z pierwszych rzędów ugrupowania, ale prokuratura podejrzewała go o to, że podczas rewolucji, która w ubiegłym roku obaliła Janukowycza, zwoził do Kijowa tituszky - chuliganów, którzy siali terror na ulicach stolicy.

Śmierć Buzyny i Kałasznikowa to nie pierwsze przypadki nienaturalnych zgonów ludzi dawnego reżimu, choć nie wszystkie można kwalifikować jako zabójstwa.

Tak jak śmierć Wiktora Janukowycza juniora, byłego deputowanego i zapalonego rajdowca, który 20 marca utonął w rosyjskim Bajkale, gdy pod kierowanym przez niego samochodem zarwał się lód (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). Jego zgon sprawił, że potwierdziły się wcześniejsze informacje o przyjęciu przez rodzinę Janukowyczów rosyjskiego obywatelstwa. Władze Rosji informowały początkowo o śmierci obywatela Rosji nazwiskiem Wiktor Dawydow. Tak nazywała się w okresie panieńskim teściowa eksprezydenta.

Reklama

Część dawnych polityków Partii Regionów zakończyła życie samobójstwem - a przynajmniej taka jest oficjalna wersja ukraińskiej prokuratury. Chodzi o byłego gubernatora Zaporoża Ołeksandra Pekłuszenkę (zginął 12 marca na ulicy od postrzału w szyję), donieckiego posła PR Stanisława Melnyka (zastrzelił się 9 marca z własnej broni myśliwskiej, zostawiając list pożegnalny) czy jeden z najważniejszych ludzi partii w parlamencie Mychało Czeczetow (28 lutego wyskoczył przez okno własnego mieszkania).

Wśród dawnych polityków Partii Regionów rośnie obawa o własne bezpieczeństwo. Na pogróżki poskarżyła się jedna z parlamentarnych twarzy dawnego reżimu Ołena Bondarenko. W odpowiedzi szef MSW Arsen Awakow obiecał jej ochronę. - Okrutne zabójstwo Ołesia Buzyny w Kijowie jest badane z najwyższą starannością przez najlepszych specjalistów z wydziału śledczego. To samo dotyczy zabójstwa Ołeha Kałasznikowa - pisze Awakow na swoim Facebooku. Jednocześnie minister odniósł się do czwartkowych słów Putina:

Reklama

Jeśli chodzi i historykę putinoidów, Putin nie będzie nam mówił, jak wykrywać przestępstwa na Ukrainie. Nie słyszałem, żeby wcześniej się wypowiadał, gdy finansowani z Rosji terroryści wysadzili miną przeciwpiechotną MON-100 rosyjskiej produkcji pokojową demonstrację w Charkowie - dodał. Awakow miał na myśli lutową eksplozję podczas ceremonii upamiętniającej rocznicę śmierci demonstrantów na Majdanie, która zabiła cztery osoby.

Z kolei znany politolog Wołodymyr Fesenko oświadczył, że otrzymał maila podpisanego nazwą nieznanej wcześniej Ukraińskiej Armii Powstańczej (nawiązującej oczywiście do UPA z połowy XX wieku), która rzekomo wzięła na siebie odpowiedzialność za "zabicie antyukraińskiej swołoczy" i zapowiedziała kolejne akty terroru. - Nawet jeśli ludzie, którzy zabili Buzynę i Kałasznikowa, oraz zapowiadają kampanię terroru wewnątrz Ukrainy, uważają się za jej patriotów, obiektywnie działają oni w interesach zewnętrznego wroga - zastrzega naukowiec.