Apelując o wzmocnienie współpracy, Obama przestrzegał jednocześnie przed polityką siły i łamaniem prawa międzynarodowego. - Stoję na czele najpotężniejszych sił zbrojnych w historii świata i nie zawaham się ich użyć w obronie w obronie mojego kraju i naszych sojuszników, nawet jednostronnie, gdy będzie to konieczne. Stoję tu jednak przed Wami, wierząc głęboko, że świat nie ma powrotu do świata do dawnych metod - konfliktu i zastraszania - dodał prezydent USA.

Reklama

Barack Obama skrytykował też Rosję za zajęcie i przyłączenie ukraińskiego Krymu. Jak mówił, poza zdobyczami terytorialnymi ten krok nie opłacił się Rosjanom, bo doprowadził do znacznego pogorszenia sytuacji gospodarczej ich kraju.

Prezydent Stanów Zjednoczonych wskazywał, że zachodnie sankcje nałożone za aneksję Krymu spowodowały odpływ kapitału z Rosji, znaczny spadek kursu rubla i emigrację lepiej wykształconych Rosjan. Obama podkreślił, że tych negatywnych skutków nie byłoby, gdyby Moskwa, zamiast zajmować należący do Ukrainy półwysep, podjęła działania dyplomatyczne, by we współpracy z Ukrainą i społecznością międzynarodową zabezpieczyć swoje interesy. - To byłoby lepsze dla Ukrainy, ale też dla Rosji i całego świata - mówił Barack Obama.

Nie chcemy izolować Rosji, ale chcemy, by Rosja była silna i wspólnie z nami działała na rzecz wzmocnienia całości systemu międzynarodowego - dodał amerykański prezydent.

Reklama

Obama skrytykował też Chiny za stosowanie siły w sporze terytorialnym na Morzu Południowochińskim. Podkreślał, że nie agresja, ale współpraca daje realne efekty. Jako przykład podał wynegocjowanie porozumienia nuklearnego z Iranem i ocieplenie stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Kubą.

Barack Obama sceptycznie odniósł się natomiast do zacieśniania współpracy z Baszarem Al-Asadem. Rosja sugeruje, że prezydent Syrii jest ważnym elementem walki z Państwem Islamskim.

Obama mówił, że w wielu krajach świata nadal funkcjonuje autorytaryzm. Jak wskazywał, w tych państwach demokratyczne zasady i prawa człowieka, tak ważne dla ONZ, ulegają erozji, publiczny przekaz podlega ścisłej kontroli a funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego jest znacznie utrudnione. Dlatego USA nie chcą szerszej współpracy z przywódcami takich państw. - Wmawia się nam, że w ten sposób można zapobiec niepokojom społecznym i że to jedyna metoda na wykorzenienie terroryzmu i zapobieganie wtrącaniu się innych państw. Gdyby kierować się tą logiką, to powinniśmy wspierać takich tyranów, jak Baszar al-Asad, który z użyciem bomb beczkowych masakruje niewinne dzieci, bo alternatywa jest dużo gorsza - tłumaczył Barack Obama.

Amerykański prezydent wyraził również wiarę, że imigranci wzmacniają społeczeństwa, a nie je osłabiają. - Wierzę, że fakt, iż spacerując ulicami tego miasta przechodzimy obok kościołów, synagog, świątyń i meczetów, gdzie ludzie modlą się swobodnie; fakt, że w naszym kraju każdy bierze udział w życiu publicznym niezależnie od tego jak wygląda i kogo kocha, czyni nas silniejszymi - mówił. Obama dodał, że można być patriotą, nie demonizując obcych i że można być dumnym z własnej tożsamości, pochodzenia i religii, nie poniżając innych.