Pracownicy stoczni w Dalian mają ręce pełne roboty. To tutaj powstaje pierwszy, zaprojektowany całkowicie przez chińskich inżynierów lotniskowiec dla marynarki wojennej Państwa Środka. Jak donosi „Ming Pao”, dziennik z Hongkongu, kadłub statku mógłby być gotowy nawet 26 grudnia. Na 122. urodziny przewodniczącego Mao.
Budowa własnego lotniskowca świadczy o tym, jak dalece posunęła się chińska technika wojskowa. Pierwsza jednostka została zbudowana na bazie (nigdy nieukończonego) sowieckiego okrętu klasy Admirał Kuzniecow. Wraz z jego wejściem do służby w 2012 r. Chiny dołączyły do ekskluzywnego klubu mocarstw posiadających lotniskowce. Do tego czasu należały do niego jedynie Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja (w 2013 r. dołączyły Indie).
Na początku ubiegłego roku władze w Pekinie ogłosiły, że docelowo chciałyby mieć na służbie cztery lotniskowce. Taka deklaracja wiele mówi o strategii morskiej. Na przełomie lat 70. i 80. ograniczała się ona do obrony wybrzeża. Kolejnym etapem była „aktywna obrona na bliskich wodach” (co ciekawe, termin „bliskie wody” oznacza również wyspy na Morzu Południowochińskim, znajdujące się ponad tysiąc kilometrów od wybrzeża Chin). Wraz z wejściem do służby nowych łodzi podwodnych, zarówno o napędzie atomowym, jak i konwencjonalnym, zaczęto realizować kolejny etap. Jest nim gotowość do misji na wodach z dala od granic Chin. Lotniskowce przy takich zadaniach są kluczowe.
Rozwój sił morskich nie pozostaje bez odpowiedzi państw regionu. Japońskie dokumenty dotyczące polityki obronnej wymieniają wprost zagrożenie ze strony Chin jako podstawowy czynnik definiujący jej kierunki. W związku z tym Tokio zamierza m.in. zwiększyć liczbę okrętów podwodnych na służbie z 16 do 22. Inne kraje regionu również inwestują w tego typu jednostki.
Reklama
Jak szacuje Geoff Till z King’s College w Londynie na łamach książki „Modernizacja marynarek wojennych w Azji Południowo-Wschodniej”, między 2012 a 2031 r. w tym regionie świata wejdzie do służby prawie tysiąc nowych okrętów (różnej wielkości i przeznaczenia) o wartości prawie 200 mld dol. Innymi słowy Azja i Oceania będą odpowiadać za 28 proc. światowych zakupów w tej dziedzinie w ciągu 15 lat. Doniesienia o wyścigu zbrojeń w tej części świata są jednak mocno przesadzone. Jeśli spojrzeć na wydatki obronne mierzone jako procent produktu krajowego brutto, utrzymują się one na mniej więcej podobnym poziomie od lat (w Japonii na przykład budżet obronny stanowi ok. 1 proc. PKB).
Reklama
Nie o wyścig zbrojeń jednak chodzi. Siła chińskiej marynarki jest kluczowa w sporze o wyspy na Morzu Południowochińskim (Spratly), do których prawa roszczą sobie Malezja, Tajwan, Filipiny, Wietnam i Brunei. Państwo Środka rozpoczęło w ub.r. na tym akwenie usypywanie sztucznych wysp, na których według zdjęć satelitarnych rozmieszczane są obecnie obiekty wojskowe, w tym instalacje radarowe, pasy startowe, nabrzeża i baraki. Taka działalność wywołała oburzenie państw regionu, niemniej jednak ani słaby militarnie Wietnam, ani uzależnione od pomocy wojskowej z USA Filipiny nie odważyły się w jakikolwiek sposób interweniować. Waszyngton dotychczas przyglądał się sytuacji z oddali. Jednak w ten weekend amerykańska prasa opublikowała doniesienia, jakoby administracja Baracka Obamy przychylała się do wysłania grupy okrętów wojennych w pobliże sztucznych wysp.
Biorąc pod uwagę inwestycje w nowoczesne jednostki, każdy zapalny punkt w regionie może stać się zarzewiem konfliktu na skalę międzynarodową. Niektórzy amerykańscy analitycy już dzisiaj przewidują globalny konflikt, którego osią będzie starcie USA z Chinami na Pacyfiku. Należy do nich Peter Singer z New America Foundation, który przewidział m.in. uzależnienie Stanów od prywatnych firm wojskowych. Na spotkaniu z dowództwem sił powietrznych USA pod koniec czerwca oznajmił: – Trzecia wojna światowa może się wydawać lękiem z odległej przeszłości lub zagrożeniem z dalekiej przyszłości. Ale, jak śpiewa w piosence „Gimme Shelter” zespół Rolling Stones, jest tylko na odległość strzału.