Szef państwa podkreślił, że nowe rozporządzenie będzie uwzględniało ostatnie decyzje wymiaru sprawiedliwości.

Ocenił, że poprzedni dekret w sprawie imigracji, który zakazywał wjazdu do USA obywatelom siedmiu państw z muzułmańską większością, był realizowany "bardzo sprawnie", i skrytykował decyzję amerykańskiego sądu, który doprowadził do tymczasowego zawieszenia wykonywania tego rozporządzenia.

Reklama

Zaznaczył, że dekret miał w pierwotnym zamierzeniu zacząć obowiązywać dopiero po około miesiącu od ogłoszenia, ale zamiast tego wprowadził go w życie szybko, aby "osoby z wrogimi zamiarami" nie miały czasu na wjazd na terytorium USA. W przeciwnym razie "stracilibyśmy wiele czasu i może też wiele istnień ludzkich" - dodał.

Zadeklarował również, że będzie "bardzo wspaniałomyślny" wobec tzw. dreamers, czyli osób, które jako dzieci zostały nielegalnie przewiezione do USA. Obecnie ich status prawny reguluje ustawa wydana przez poprzednią administrację; na jej podstawie takie osoby mają pozwolenie na pobyt i pracę.

Reklama

Trump ogłosił również, że nowym nominatem na stanowisko ministra pracy jest Alexander Acosta, dziekan szkoły prawniczej Florida International University i były prokurator federalny Florydy. W przeszłości był członkiem krajowej rady pracowniczej (National Labor Relations Board).

Dzień wcześniej pierwszy zgłoszony przez prezydenta kandydat na to stanowisko Andrew Puzder wycofał się, gdy stało się jasne, że nie ma szans na zdobycie niezbędnego poparcia wśród republikańskich senatorów. Na jaw wyszło bowiem, że Puzder w przeszłości zatrudniał pomoc domową, która nie miała pozwolenia na pobyt w USA.

Prezydent USA skrytykował prasę za "niekontrolowany brak uczciwości" i dokonywanie wypaczeń. Zapowiedział, że będzie komunikował się "bezpośrednio z ludźmi". Wyraził nadzieję na dobre relacje z mediami, ale dodał, że jeśli tak się nie stanie, "to też będzie w porządku".

Reklama

Trump podkreślił, że wbrew medialnym doniesieniom jego administracja działa "jak dobrze naoliwiona maszyna".

Wypowiedział się też w sprawie byłego już doradcy ds. bezpieczeństwa państwa Michaela Flynna, zdymisjonowanego za to, że w rozmowie z ówczesnym wiceprezydentem elektem Mike'iem Pence'em przedstawił "niekompletne informacje" w sprawie rozmów telefonicznych, jakie odbył z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem.

Kontaktując się z rosyjskimi przedstawicielami, Flynn "tylko wykonywał swoją pracę" i "nie zrobił nic złego" - powiedział Trump.

Zaznaczył jednak, że poprosił Flynna o dymisję, ponieważ "nie był zadowolony" ze sposobu, w jaki informacje o rozmowie z Kislakiem przekazał Pence'owi. Prezydent zapowiedział, że ma już dobrego kandydata w miejsce Flynna, nie zdradził jednak jego nazwiska.