Dla czterech państw, które opowiadają się za wersalską wizją UE, wiele prędkości przekłada się na konkretne interesy. Podział na centrum i peryferie to nowa dystrybucja władzy w Unii. Mniej demokratyczna. I jeszcze bardziej odzwierciedlająca oczekiwania największych państw UE. Unia wersalska to Europa marginalizacji instytucji wspólnotowych takich jak Komisja Europejska i Parlament. To również specyficznie pojęta międzyrządowość – ograniczona do ekskluzywnego klubu kilku stolic, a nie 28 członków UE.
Za niecałe trzy tygodnie, w 60. rocznicę podpisania traktatu rzymskiego, odbędzie się w stolicy Włoch nieformalny szczyt przywódców unijnych. Obchody mają być połączone z wydaniem wspólnej deklaracji politycznej, w której szefowie rządów państw członkowskich opiszą swoją wizję przyszłości Unii. Wspólna deklaracja liderów największych gospodarek unijnej „28” z pewnością nie pozostanie bez wpływu na jej ostateczny kształt.

Twardy rdzeń, ale jaki

Za każdym razem, kiedy w Europie pojawia się idea wielu prędkości, w naszej części kontynentu ożywają obawy, że staniemy się członkami drugiej kategorii. Takie obawy pojawiają się zresztą nie tylko nad Wisłą.
Reklama

Europa wielu prędkości to niebezpieczny pomysł, który skieruje Unię na ścieżkę dezintegracji. Stanowiłby także zagrożenie dla poczucia europejskiej solidarności. Jeśli w Unii powstanie rdzeń zbudowany według odmiennych reguł, to zobowiązania i prawa wewnątrz UE zatracą tego ducha – mówił w wywiadzie dla Radia Praga Vít Beneš z czeskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.

Reklama
Wszystko oczywiście zależy od tego, jaki ostatecznie kształt przyjmie Europa wielu prędkości, to znaczy w jakich dziedzinach wybrane państwa będą zacieśniać współpracę. Podczas konferencji prasowej po spotkaniu w Wersalu przywódcy wymieniali takie dziedziny jak pogłębienie unii walutowej i gospodarczej, harmonizacja w sferach socjalnej i fiskalnej, kultury oraz wymiany młodzieżowej. Konkrety nie padły, ale tych można szukać w białej księdze, która rozważa przykładowe skutki różnych scenariuszy. I tak, w wariancie trzecim, do 2025 r. kraje awangardy integracji europejskiej mogłyby np. stworzyć wspólną jednostkę policji i prokuratury, aby skuteczniej zwalczać przestępczość transgraniczną; uchwalić wspólny kodeks prawa handlowego; wprowadzić ujednolicone przepisy w zakresie pomocy społecznej i prawa pracy; a także wdrożyć kilka wspólnych projektów w zakresie obronności, tj. zakup drona zwiadowczego przez sześć państw czy utworzenie wspólnego centrum ochrony przed cyberatakami krytycznej infrastruktury.

Wiele prędkości dziś

Przywódcy Francji, Hiszpanii, Niemiec i Włoch wielokrotnie podkreślali, że ich zamiarem nie jest powołanie ekskluzywnego klubu wewnątrz Unii, do którego nikt nie mógłby już przystąpić. Drzwi każdej awangardowej inicjatywy mają być otwarte. Niemniej jednak Europa Środkowa i Wschodnia ma prawo obawiać się wpływu wielu prędkości na przyszłość europejskiego projektu.
Formułując zarzuty pod adresem tego pomysłu, nie można zapominać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, Europa wielu prędkości jest faktem już dziś. Przykładem chociażby unia walutowa; Wspólnotę tworzy 28 państw, wspólną walutę przyjęło tylko 19. Traktaty unijne nakładają na państwa członkowskie obowiązek przyjęcia wspólnej waluty. Chociaż traktatowe wyjątki od tej reguły są tylko dwa – Dania i Wielka Brytania, to Szwecja de facto również wypisała się z klubu chętnych do Eurolandu. Sztokholm łamie reguły, nawet nie udając, że jest zainteresowany przesiadką z korony na euro. Mimo to Unia dalej funkcjonuje. Podobnie rzeczy mają się w przypadku innych inicjatyw, jak strefa Schengen czy współpraca w zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Po drugie, nawet jeśli wpiszemy w dokumentach określających unijną przyszłość Europę wielu prędkości, to nie znaczy, że idea ta zmaterializuje się lada dzień. Wiemy to z praktyki; już traktat amsterdamski z końca lat 90. wprowadził procedurę tzw. rozszerzonej współpracy. Dzięki niej grono składające się przynajmniej z dziewięciu krajów może wprowadzić inicjatywę, na którą nie są chętne pozostałe państwa członkowskie. Pomimo że procedura istnieje prawie 20 lat, sięgnięto po nią dotychczas zaledwie trzy razy – z czego w jednym przypadku kraje uczestniczące w inicjatywie wciąż nie mogą się dogadać (chodzi o wspólny podatek od transakcji finansowych; wcześniej dzięki rozszerzonej współpracy uproszczono rozwody małżeństw mieszanych oraz wprowadzono europejski patent).
Sporo racji mają również zwolennicy poglądu, że Unia nie ma innego wyjścia jak Europa wielu prędkości. Tak uważa m.in. Guntram Wolff, szef gospodarczego think tanku Bruegel. W opublikowanej na łamach DGP w ubiegłym tygodniu rozmowie uspokajał, że jest to po prostu narzędzie do zarządzania różnorodną Europą, w której spotyka się 28 różnych historii i wspólnot doświadczeń.

Przyszłość

Warto także zauważyć, że nie wszyscy przywódcy Eurolandu zgadzają się co do wizji Europy wielu prędkości. Jeszcze zanim doszło do spotkania w Wersalu, taką wizję przyszłości kontynentu skrytykował premier Finlandii Juha Sipila. – Wszyscy powinniśmy podążać naprzód wspólnie. Jedność jest ważna. Wszystkie państwa członkowskie powinny brać udział w podejmowaniu przyszłych decyzji w tak dużym stopniu, jak to tylko możliwe – powiedział premier w piątkowym wywiadzie dla agencji Reuters. Dodał również, że tworzenie się różnych jąder w Europie nie leży w fińskim interesie, z wyjątkiem jednego obszaru – obronności.
Spotkanie w Wersalu to także sygnał dla Polski. Pojawienie się we Francji premiera Hiszpanii pokazuje, że Niemcy mają w Europie partnerów porównywalnej wagi. I że europejski krajobraz zmienia się pod tym względem błyskawicznie –jeszcze do niedawna Hiszpania była krajem bez rządu, po bailoucie i z dużym bezrobociem. Dziś jest w gronie decydentów.

Debata wciąż trwa

Deklaracja jest elementem szerszej debaty na temat przyszłości Unii Europejskiej, która stała się szczególnie intensywna po referendum w Wielkiej Brytanii. Pomysł jest taki, aby do września (wtedy przewodniczący Komisji Europejskiej ma coroczne przemówienie o stanie Unii) udało się wypracować porozumienie w tej sprawie, a następnie jak najszybciej przystąpić do jego realizacji. Swój głos w debacie zabierają teraz kolejno najważniejsze instytucje unijne; Parlament Europejski przyjął kilka uchwał ze swoimi pomysłami, a w ubiegłym tygodniu białą księgę zaprezentowała Komisja. 25 marca miała się wypowiedzieć Rada Europejska zrzeszająca szefów rządów państw członkowskich.
Wspólnym wystąpieniem zebrani w Wersalu przywódcy odnieśli się zresztą do białej księgi, przedstawiającej pięć możliwych scenariuszy dla Unii. – Jeśli Europa nie będzie miała politycznego wymiaru, będzie to oznaczało krok w tył. Rozwiązanie też nie może być status quo, zwłaszcza po podjętej przez Brytyjczyków decyzji – powiedział François Hollande. Znaczy to tyle, że Berlin, Madryt, Paryż i Rzym odrzucają scenariusze pierwszy i drugi, czyli „business as usual” oraz „tylko wspólny rynek”. Jednocześnie, opowiadając się za Europą wielu prędkości, dokonują wyboru własnego scenariusza: „chcący więcej robią więcej”.

Unia wersalska to marginalizacja instytucji wspólnotowych