W poniedziałkowym komentarzu redakcyjnym "NYT" podkreśla, że według sondaży w planowanej na 7 maja drugiej turze głosowania Emmanuel Macron, który w niedzielę zdobył 23,75 proc. głosów, zdecydowanie wygra z szefową skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen, która uplasowała się w pierwszej turze na drugim miejscu z wynikiem 21,53 proc. Dziennik zaznacza jednocześnie, że po pierwszej turze "tradycyjne partie pozostały w rozsypce, Francja pozostaje głęboko podzielona, a jej polityka niestabilna".

Reklama

Oceniając, że wygrana założyciela ruchu En Marche!, Macrona, będzie dobra dla Europy, "NYT" pisze, że "zmagająca się z problemami Unia Europejska najprawdopodobniej nie przetrwałaby, gdyby Francja opuściła blok". Jak czytamy, Marine Le Pen "obiecuje referendum dotyczące członkostwa Francji w Unii, co jest kolejnym ostrzeżeniem o rosnącym niebezpieczeństwie, jakie stanowią prawicowi populiści w Europie i na całym świecie".

"Dobre wyniki Macrona i Le Pen przewróciły do góry nogami francuską politykę - wyborcy odrzucili centrolewicową socjalistyczną partię mainstreamu oraz centroprawicowe ugrupowanie Republikanie, które od dekad dominują na scenie (politycznej)" - pisze nowojorska gazeta. Dziennik podkreśla, że zarówno kandydat Republikanów Francois Fillon, jak i Partii Socjalistycznej Benoit Hamon zadeklarowali poparcie dla Macrona w drugiej turze.

"Być może Francja wchodzi w nową erę polityczną, jednak w niedzielę wyborcy pokazali, że pomimo ostatnich ataków terrorystycznych i mrocznej kampanii Le Pen trafiło do nich pełne nadziei przesłanie Macrona, w tym jego otwartość na migrantów i różnorodność" - pisze "NYT". "A Europa pokłada nadzieję nie tylko w zwycięstwie Macrona, lecz także i w zrealizowaniu obietnic" - czytamy.

Reklama

Z kolei w artykule, który "NYT" umieścił na pierwszej stronie poniedziałkowego wydania, gazeta ocenia, że antyimigracyjna skrajna prawica nie była bliżej zdobycia władzy we Francji od czasów drugiej wojny światowej. Szybko napływające po pierwszej turze poparcie dla Macrona z różnych stron sceny politycznej "ukazuje dynamikę, która zawsze panuje we Francji, gdy Front Narodowy zbliża się do władzy wykonawczej - międzypartyjny wymierzony w skrajną prawicę sojusz, nazywany przez Francuzów +frontem republikańskim+ - pisze dziennik. "Pytanie tylko, czy front i tym razem zdoła powstrzymać" skrajną prawicę - czytamy.

Jednocześnie korespondentka "Los Angeles Times" we Francji zapowiada, że nadchodząca "dwutygodniowa kampania będzie walką o duszę Francji, w której zapadnie decyzja dotycząca nie tylko jej przyszłości, ale także (przyszłości) UE". W tekście zauważono również, że choć niewielu politycznych ekspertów ocenia, iż Le Pen ma wystarczające poparcie, by zwyciężyć 7 maja, również niewielu obserwatorów zapowiadało Brexit czy zwycięstwo prezydenta Donalda Trumpa w wyborach w USA.

Z kolei "Washington Post" podkreśla na pierwszej stronie, że francuscy wyborcy w niedzielnym głosowaniu "odrzucili dwa ugrupowania polityczne, które dominowały w życiu politycznym Francji po drugiej wojnie światowej, pozostawiając w walce, która może zadecydować o przyszłości Unii Europejskiej i roli Francji na świecie, antyimigrancką podżegaczkę przeciw niekonwencjonalnemu centryście".

Reklama

"Chociaż większość sondaży sugeruje, że Macron zwycięży w bezpośrednim pojedynku z Le Pen zdobywając co najmniej 60 procent głosów, to nieprzewidywalne wydarzenie, jak atak terrorystyczny na wielką skalę, może przesunąć głosy w kierunku Le Pen" - ocenia "WP". Dziennik podkreśla też, że skrajnie lewicowy kandydat Jean-Luc Melenchon, który uplasował się w pierwszej turze na czwartym miejscu z 19,64 proc. głosów, "wstrzymał się w niedzielę z prośbą do swych wyborców, by głosowali na Macrona", sprawiając, że niektórzy z jego zwolenników mogą 7 maja pozostać w domu lub nawet zagłosować na Le Pen. Wyborcy, "którzy poparli pozostałych kandydatów, także mogliby przejść do obozu Le Pen" - czytamy.

Według "WP" jeśli Le Pen ostatecznie przegra z Macronem, "wciąż doprowadzi skrajną prawicę dalej niż jakikolwiek wcześniejszy kandydat w którymś z głównych europejskich państw. Jeśli jej rywal zostanie wybrany (na prezydenta), ale nie uda mu się spełnić oczekiwać, (Le Pen) może zdobyć urząd prezydenta w następnych wyborach za pięć lat" - twierdzi "Washington Post".