Jak poinformowali przedstawiciele Białego Domu, anonimowo cytowani w amerykańskich mediach, w notatce służbowej adresowanej do swych najbliższych doradców, prezydent USA wyznał, że "nie miał innego wyjścia" jak utrzymać klauzulę tajności w odniesieniu do ponad tysiąca dokumentów, które miały być ujawnione przez Narodowe Archiwa Stanów Zjednoczonych w czwartek.

Reklama

Na decyzję prezydenta podstawowy wpływ miały naciski ze strony CIA i FBI. Zdaniem ekspertów i byłych funkcjonariuszy Centralnej Agencji Wywiadowczej oraz Federalnego Biura Śledczego, które spełnia rolę zarówno policji kryminalnej, jak i kontrwywiadu, instytucje te obawiały się, że niektóre dokumenty zawierają newralgiczne szczegóły operacyjne, w tym nazwiska nadal żyjących agentów i informatorów.

PAP/EPA / NATIONAL ARCHIVES HANDOUT
PAP/EPA / NATIONAL ARCHIVES HANDOUT

Trump przedłużył zatem niejawny status tych dokumentów o 6 miesięcy. W tym okresie zostanie przeprowadzona ich kolejna analiza z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa USA.

Reklama

Amerykański prezydent już zapowiedział, że po tym sześciomiesięcznym przeglądzie "tylko nieliczne, bardzo rzadkie dokumenty" będą nadal objęte tajemnicą państwową.

Podstawą do ujawnienia w czwartek kolejnej partii dokumentów – w sumie: ponad 5 mln stron związanych z dochodzeniami przeprowadzonymi po zamordowaniu 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych – jest ustawa Kongresu O przechowywaniu dokumentów ws. zamachu na Johna F. Kennedy'ego.

PAP/EPA / NATIONAL ARCHIVES HANDOUT
PAP/EPA / NATIONAL ARCHIVES HANDOUT

Ustawa podpisana w 26 października 1992 roku przez prezydenta George'a H.W. Busha, który przed objęciem urzędu prezydenta był m.in dyrektorem CIA, przewidywała 25-letni okres tajności niektórych dokumentów z możliwością przedłużenia tego okresu przez urzędującego prezydenta, jeśli przemawiałby za tym żywotne interesy państwa.

W przypadku tysiąca dokumentów, które nie zostały odtajnione w czwartek, Donald Trump skorzystał właśnie z tego prawa.

Do tej pory, powołana na podstawie ustawy z roku 1992 rada ds. przeglądu dokumentów ws. zamachu (Assassination Records Review Board - ARRB) po analizie zgromadzonych dokumentów, do końca lat 90. ubiegłego wieku odtajniła i ujawniła większość, bo ok. 88 proc. archiwaliów związanych z zamachem na Johna F. Kennedy’ego najmłodszego prezydenta w historii Stanów Zjednoczonych (a także pierwszego katolika i pierwszego potomka osadników irlandzkich w USA).

Przyjęcie ustawy w roku 1992 ustawy było rezultatem zwiększonego zainteresowania szczególnie młodych Amerykanów zamachem na prezydenta J.F. Kennedy'ego po nakręceniu przez reżysera Oliviera Stone'a filmu "JFK". Reżyser stosując technikę "paradokumentalnej" narracji z ujęciami stylizowanymi na autentyczne fotografie z okresu, rozpowszechnił w swym obrazie jedną z spiskowych teorii zabójstwa prezydenta. Była ona oparta na hipotezie, że zamach był rezultatem konspiracji w łonie najwyższych sfer rządu amerykańskiego.
Reklama

Odtajnione dokumenty, które zastały opublikowane w czwartek późnym wieczorem czasu miejscowego obejmują ok. 400 dokumentów archiwalnych, które po raz pierwszy ujrzały światło dzienne i ponad ok. 3000 dokumentów, które w przeszłości były tylko częściowo odtajnione.

Prezydent J.F. Kennedy, czwarty w historii prezydent USA, który zginął w zamachu, został zastrzelony 22 listopada 1963 roku, kiedy przejeżdżał kabrioletem przez śródmieście miasta Dallas w stanie Teksas.

Shutterstock

O zamordowanie prezydenta oskarżono 24-letniego Lee Harveya Oswalda. Oswald utrzymywał jednak, że to nie on zastrzelił prezydenta i że jest "kozłem ofiarnym"

Mimo dochodzeń przeprowadzonych przez CIA, FBI, policję miasta Dallas i dwie niezależne specjalne komisje Kongresu, które wykazały, że Oswald działał samotnie, większość Amerykanów, bo aż 60 proc., wierzy, że zamach na Kennedy'ego był rezultatem spisku (takie były rezultaty sondażu przeprowadzonego 4 lata temu).

Decyzja prezydenta Trumpa o zablokowaniu niektórych dokumentów, które miały być ujawnione w czwartek, wzmocni zapewne to przekonanie.