Dopiero co Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii udało się osiągnąć wstępne porozumienie w sprawie przyszłego statusu granicy między Irlandią a Irlandią Północną, a już na horyzoncie pojawił się następny problem, który może wywrócić negocjacje o warunkach brexitu. Teraz chodzi o Gibraltar, niewielkie brytyjskie terytorium zależne w południowej części Półwyspu Iberyjskiego. Hiszpania chce wykorzystać sytuację i groźbą zawetowania całego porozumienia zmusić Londyn do rozmów o przyszłym statusie spornego terytorium, a Bruksela staje po jej stronie.
Gibraltar opuści Unię Europejską wbrew swej woli. W zeszłorocznym referendum za dalszym członkostwem we Wspólnocie opowiedziało się prawie 96 proc. Gibraltarczyków przy frekwencji przekraczającej 83 proc. Tak jednoznacznej opinii nie było w żadnym okręgu w Zjednoczonym Królestwie, ale jako że populacja Gibraltaru liczy zaledwie 32 tys. osób, nie miało to wpływu na ogólny wynik. To, że Gibraltar opuści Unię wraz z Wielką Brytanią, jest przesądzone i nikt tego nie kwestionuje. Punktem spornym stał się teraz 21-miesięczny okres przejściowy – nazywany przez Brytyjczyków okresem implementacji – po formalnym opuszczeniu UE 29 marca 2019 r.
Brytyjskiemu rządowi bardzo zależało na jego ustanowieniu, by zminimalizować niepewność dla biznesu. Londyn uważał, że skoro Gibraltar będzie w kwestii wyjścia z UE traktowany tak jak Zjednoczone Królestwo, zdrowy rozsądek wskazywałby, że ten okres przejściowy w taki sam sposób będzie się do niego odnosić. Tymczasem Hiszpania zdołała przekonać Komisję Europejską, że jeśli umowa o okresie przejściowym ma obejmować też Gibraltar, zgodę musi wyrazić na to wszystkie 27 państw, czym przyznała sobie faktyczne prawo do jej zablokowania. To żądanie wpisano w przyjęty w zeszłym tygodniu mandat negocjacyjny na drugą fazę rozmów z Londynem. A warunkiem hiszpańskiej zgody jest jakiekolwiek ruszenie sprawy zwierzchnictwa nad Gibraltarem, na co ani jego mieszkańcy ani Londyn się nie godzą.
Reklama
O ile Wielka Brytania i Hiszpania nie będą rozmawiać bezpośrednio, od 30 marca 2019 r. nic nie będzie się odnosić do Gibraltaru, żaden okres przejściowy – oświadczył bez ogródek w połowie grudnia José Toledo, hiszpański minister ds. europejskich. Brak okresu przejściowego spowoduje, że wraz z brexitem Gibraltarowi z dnia na dzień grozi kompletny chaos, zwłaszcza że to terytorium jest znacznie bardziej uzależnione od relacji z Unią niż Wielka Brytania (ok. 10 tys. osób z pobliskich regionów Hiszpanii codziennie przechodzi przez granicę do pracy na Gibraltarze). Zarówno politycy, jak i zwykli mieszkańcy nie kryją rozgoryczenia z powodu postawy Madrytu, a jeszcze bardziej Brukseli.
Reklama
Hiszpania nie ma w ten sposób absolutnie nic do zyskania. Obecni i przyszli hiszpańscy pracownicy nie skorzystają na niepewności wywołanej przez działania ich rządu. Również Unia Europejska nic w ten sposób nie zyska. Jedyne, co zrobiła UE, to wymierzyła policzek małej społeczności, która w 96 proc. głosowała za pozostaniem w jej składzie – powiedział w udzielonym Bloombergowi wywiadzie wicepremier Gibraltaru Joseph Garcia.
O tym, że terytorium nie zostanie wypchnięte z umowy o okresie przejściowym, zapewniła za to brytyjska premier Theresa May. – I my, i Unia Europejska zgadzamy się co do tego, że Gibraltar jest objęty porozumieniem o wystąpieniu oraz negocjacjami zgodnie z art. 50 Traktatu lizbońskiego. Nie zamierzamy wykluczyć Gibraltaru z naszych negocjacji ani odnoszących się do okresu implementacji, ani przyszłego porozumienia – zapewniła w zeszłym tygodniu w Izbie Gmin.
Nie zmienia to faktu, że Hiszpania łatwo nie ustąpi, bo postrzega brexit jako wyjątkową okazję do wymuszenia na Wielkiej Brytanii ustępstw w sprawie statusu Gibraltaru. Madryt już zresztą zagroził zablokowaniem porozumienia z Londynem, jeśli ten chciałby pozostać stroną umowy o Europejskiej Wspólnej Przestrzeni Powietrznej. Przyczyną ewentualnego weta jest spór o lotnisko wybudowane na przesmyku łączącym Skałę Gibraltarską z terytorium Hiszpanii, który to przesmyk według Madrytu nie należy do terytorium Gibraltaru.
Skalisty półwysep z twierdzą został zajęty przez wojska angielsko-holenderskie podczas hiszpańskiej wojny sukcesyjnej na początku XVIII w., a następnie przekazany Wielkiej Brytanii na mocy traktatu w Utrechcie w 1713 r. Ale zdaniem Hiszpanii cesja dotyczyła półwyspu bez przesmyku. Niezależnie od tej rozbieżności w następnych dekadach Hiszpania podjęła kilkanaście prób zbrojnego odzyskania całego terytorium, które z czasem stało się bardzo ważnym strategicznie przyczółkiem dla Wielkiej Brytanii, jednak żadna nie przyniosła powodzenia.
Przywrócenie hiszpańskiego zwierzchnictwa za punkt honoru postawił sobie gen. Francisco Franco. Najpierw próbował to zrobić za pomocą Komisji Dekolonizacyjnej ONZ, a gdy nie przynosiło to efektów, stopniowo ograniczając ruch z Gibraltarem aż do całkowitego zamknięcia granicy i odcięcia linii telefonicznych w 1969 r. (ruch graniczny przywrócono dopiero w 1985 r., czyli 10 lat po jego śmierci).
Choć znaczenie militarne Gibraltaru spadło, Wielka Brytania odmawiała i nadal odmawia negocjacji na temat statusu terytorium, zasłaniając się wolą jego mieszkańców. A ta została dwukrotnie w bardzo jasny sposób wyrażona w referendach. W 1967 r. za utrzymaniem statusu terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii opowiedziało się 99,6 proc. głosujących, w 2002 r. zaś przeciw propozycji wspólnego brytyjsko-hiszpańskiego zwierzchnictwa było 99 proc. uczestników plebiscytu.
Oprócz zasadniczego sporu o przynależność państwową Gibraltaru, który zarówno Wielka Brytania i Hiszpania traktują bardzo prestiżowo, do rozwiązania pozostaje wiele pomniejszych kwestii z tego wynikających. Madryt niezmiennie utrzymuje, że Gibraltar jest rajem podatkowym, który utrudnia unijną walkę z praniem brudnych pieniędzy. Stałym problemem jest długi czas oczekiwania na granicy lądowej, którą codziennie przekraczają dziesiątki tysięcy ludzi. Gibraltar, podobnie jak Wielka Brytania, jest poza strefą Schengen, więc przy wjeździe obowiązują kontrole graniczne, a dodatkowo znajduje się poza unijnym jednolitym obszarem celnym, przez co te kontrole są dokładniejsze.