Podczas powołania we wtorek nowych ministrów w Pałacu Prezydenckim ważne było również to, kogo zabrakło na uroczystości - podkreśla publicysta "FAZ" Konrad Schuller.

Przede wszystkim nie było Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS i formalnie tylko posła, a w rzeczywistości "najbardziej wpływowego człowiek w kraju". Jednak "prawdziwą sensacją dnia" była nieobecność trzech ministrów - Jana Szyszki, Witolda Waszczykowskiego i Antoniego Macierewicza - którzy "jak nikt inny w rządzie (może poza Zbigniewem Ziobrą, który symbolizuje kampanię Kaczyńskiego przeciw sądownictwu) uosabiali konflikty, które Polska toczy z Unią Europejską".

Reklama

"FAZ" podkreśla, że ważny jest przede wszystkim "upadek Waszczykowskiego", który w rządzie PiS grał rolę "tarana, którego Kaczyński wysyłał za każdym razem, gdy chodziło o walkę z UE i jej instytucjami". "Waszczykowski był wielkim wykonawcą pieśni o UE jako +mieszaninie kultur i ras+, antypolskiej +koalicji+ bezbożnych +wegetarian i rowerzystów+ pod niemieckim przewodnictwem, od której biurokratycznego kierownictwa Polska może tylko oczekiwać +pouczania, presji i szantażu+" - dodaje gazeta.

Odwołanego szefa MON Macierewicza "FAZ" określa z kolei jako "jedyną postać w (rządzie w) Warszawie bardziej niebezpieczną dla reputacji Polski niż Waszczykowski" oraz "jedną z najbardziej paradoksalnych postaci polskiej rzeczywistości", która "w przeciwieństwie do większości popleczników Kaczyńskiego" jest jeszcze bardziej radykalny od szefa PiS i ma własnych zwolenników na ultrakonserwatywnej prawicy.

Reklama

Rekonstrukcja rządu ma dwa cele: w konflikcie Polski z UE wyeliminowała największych podżegaczy, nie sygnalizując przy tym najmniejszego kompromisu, a także umocniła Kaczyńskiego i prezydenta Andrzeja Dudę, który wielokrotnie popadał w spory kompetencyjne z Macierewiczem i Waszczykowskim. "Wpływy Kaczyńskiego wzrosły przede wszystkim przez dymisję Macierewicza; pozostałe nowe osoby w rządzie są od niego zależne, podobnie jak ich poprzednicy" - podkreśla publicysta dziennika, wskazując nowego szefa MON Mariusza Błaszczaka i nowego szefa MSZ Jacka Czaputowicza.

"Kaczyński nie ma się czego obawiać ze strony Waszczykowskiego, nie wiadomo jednak, czy to samo można powiedzieć o (...) Macierewiczu (...), znanym z tego, że walczy jeszcze wtedy, gdy wszyscy inni już się poddali" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Reklama

Także "Sueddeutsche Zeitung" piórem Floriana Hassela ocenia, że w rządzie powstałym po rekonstrukcji "widać rękę szefa PiS". "Wymieniając ministrów, PiS przygotowuje się na nadchodzące wybory oraz na pertraktacje z UE, jednocześnie wzmacniając władzę Jarosława Kaczyńskiego, (...) który podejmuje najważniejsze decyzje".

Hassel podkreśla jednak, że zmiany kadrowe w polskim rządzie nie oznaczają zmiany konfrontacyjnego kursu wobec UE. Kaczyński "pozwolił tylko, by poleciały głowy szczególnie nielubianych ministrów i wzmocnił własny wpływ na rząd, nie stawiając się przy tym w centrum zainteresowania i nie przejmując nielubianej przez siebie codziennej pracy w rządzie" - ocenia komentator.

"Gdyby Kaczyński chciał zmienić konfrontacyjny kurs w kraju i poza nim, to stanowiska ministrów MSW i MON obsadziłby uznanymi reformatorami. Wyrzuciłby Zbigniewa Ziobrę, który występuje w roli grabarza polskiego sądownictwa, a na czele MSZ postawiłby prawdziwego, poważanego dyplomatę" - dodaje.

O Macierewiczu "SZ" pisze, że był wprawdzie bliskim współpracownikiem szefa PiS i ma licznych zwolenników, jednak "w wojsku i wśród wielu Polaków po kilku skandalach i dziwacznych decyzjach był równie nielubiany, co wśród sojuszników z NATO, jak i przez prezydenta Andrzeja Dudę".

W ocenie gazety nie dziwi zmiana na stanowisku ministra środowiska, a następca Szyszki, Henryk Kowalczyk uchodzi w przeciwieństwie do poprzednika za "łatwego w kontakcie i przystępnego, co najwyraźniej ma sprawić, że w sporze o Puszczę Białowieską będzie reprezentował Polskę w sposób zręczniejszy".

W odniesieniu do wyboru nowego szefa dyplomacji "SZ" ocenia, że mianowanie na to stanowisko Czaputowicza, który nie jest "ani prominentnym zawodowym dyplomatą, ani zawodnikiem wagi ciężkiej w polityce", wskazuje, że decyzje w sprawach polityki zagranicznej będą nadal podejmowane nie przez ministra spraw zagranicznych, lecz w centrali PiS, a Polskę za granicą reprezentować ma nie najwyższy rangą dyplomata, lecz przede wszystkim premier Morawiecki".

Ponadto, doprowadzając do dymisji nielubianych i nieskutecznych ministrów, takich jak minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, Kaczyński "najwyraźniej chce ustanowić dominację swojej partii przed ważnymi wyborami samorządowymi na jesieni oraz przed wyborami parlamentarnymi w przyszłym roku".

"SZ" podkreśla, że według sondaży, PiS może liczyć na ponad 40 proc. poparcia, podczas gdy poparcie dla największego ugrupowania opozycji PO nie sięga nawet 20 proc., a Nowoczesnej grozi rozpad, po tym, jak jej były szef Ryszard Petru przedstawił konkurencyjny program gospodarczy.