Nie można wykluczyć, że na terytorium Syrii mogą znajdować się obywatele Federacji Rosyjskiej, ale nie mają oni związku z siłami zbrojnymi Federacji; to wszystko, co można stwierdzić – oznajmił Dmitrij Pieskow, dodając, że Kreml nie dysponuje informacjami pozwalającymi określić liczbę Rosjan w Syrii. Amerykańska telewizja CBS podała w poniedziałek, powołując się na źródła w Pentagonie, że w wyniku nalotu sił koalicyjnych pod wodzą USA na syryjskie cele 7 lutego najprawdopodobniej zginęli rosyjscy najemnicy. Niektóre doniesienia medialne mówią o kilkudziesięciu zabitych Rosjanach.

Reklama

Pieskow oświadczył, że nie ma informacji o takich ofiarach i zaapelował do mediów, by nie kierowały się błędnymi doniesieniami o wydarzeniach w Syrii. Apelujemy, by nie kierować się błędną - podaną umyślnie lub nieumyślnie – informacją i poważnie podchodzić do opisywania takich potencjalnie ważnych zdarzeń, aby nie znaleźć się w niewoli wypaczonych danych - powiedział Pieskow. Wcześniej przedstawiciel rosyjskiego MSZ powiedział agencji TASS, że doniesienia o dziesiątkach czy setkach poległych w Syrii Rosjan są "klasyczną dezinformacją".

Rosyjski dziennik "Wiedomosti" napisał w środę, że w ataku z 7 lutego zginęło co najmniej pięciu Rosjan, najprawdopodobniej z prywatnej rosyjskiej spółki wojskowej Wagner. Według gazety najemnicy z Wagnera wraz z syryjskimi wojskami rządowymi próbowali odbić pole naftowe, kontrolowane przez sprzymierzoną z USA arabsko-kurdyjską milicję Syryjskie Siły Demokratyczne.

Zastanawiając się nad przyczynami, dla których władze rosyjskie nie przyznają się do zabitych Rosjan, "Wiedomosti" piszą, że pozwala to "uniknąć globalnego zaostrzenia stosunków z USA o przewidywalnych konsekwencjach – łącznie z tym, że najbardziej radykalni komentatorzy mówią o możliwości nowej wojny".

Reklama

Jak podkreśla gazeta, syryjska wojna zintensyfikowała zaangażowanie w konflikt "ludzi o nieokreślonym statusie". "Po części rozwiązuje to Moskwie ręce i daje możliwość dalszego udawania, że po ogłoszeniu zwycięstwa zakończono w Syrii intensywne działania bojowe" – czytamy.

"Ale dobrze znany aspekt niezależności prywatnej spółki wojskowej w prowadzeniu operacji wojskowych wiąże się też z oczywistym ryzykiem" – piszą "Wiedomosti". Gazeta przypomina, że ekspert ds. stosunków międzynarodowych Władimir Frołow zwrócił uwagę w wypowiedzi dla niezależnego portalu Republic.ru (dawniej Słon), iż skoro fakt śmierci rosyjskich obywateli w starciu bojowym z żołnierzami amerykańskimi został potwierdzony, to liczba ofiar nie ma już znaczenia. Jest to – według Frołowa - "wielki skandal i powód do najostrzejszego kryzysu międzynarodowego".

"Hipokryzja władz częściowo redukuje to niebezpieczeństwo, ale odmawiając przestrzegania zasady +swoich nie porzucamy w nieszczęściu+, Kreml niszczy wizerunek obrońcy wszystkich Rosjan" – zauważają "Wiedomosti". W grudniu agencja AP przypominała, że blisko 3 tys. rosyjskich najemników zakontraktowanych przez tzw. grupę Wagnera walczyło w Syrii od 2015 roku, zanim jeszcze kampania sił zbrojnych Rosji pomogła oddziałom syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada przejąć kontrolę nad strefami konfliktu.

Reklama

Media zachodnie i rosyjskie wielokrotnie pisały o tak zwanej grupie Wagnera, informując, iż formacja ta walczy w Syrii; podawano, że ta prywatna firma najemnicza prowadziła też działania zbrojne na wschodzie Ukrainy. Nieoficjalna nazwa "grupy Wagnera" pochodzić ma od pseudonimu dowódcy, którym jest - jak przekazują media - przyjmowany na Kremlu pułkownik rezerwy Dmitrij Utkin.

Utkin został objęty w czerwcu 2017 roku amerykańskimi sankcjami; resort finansów USA uznał, że rekrutował on byłych żołnierzy na front hybrydowej wojny, jaką Rosja prowadzi na Ukrainie. Rosyjskie prawo zabrania zatrudniania najemników wojskowych, co nie przeszkodziło Moskwie posłużyć się potajemnie żołnierzami Wagnera w Syrii. W kraju tym, według różnych informacji pojawiających się w mediach zachodnich, zginęło od kilkudziesięciu do nawet kilkuset Rosjan na służbie "grupy Wagnera".

Portal RBK informował, że miesięczny żołd stacjonujących w Rosji bojowników "grupy Wagnera" wynosi co najmniej 80 tys. rubli (niecałe 1400 USD), a w Syrii - 250 tys. rubli (4,3 tys. USD), przy czym kontrakt przewiduje odszkodowanie w razie śmierci. Koszt wykorzystania w konflikcie syryjskim "grupy Wagnera" przewyższył dotąd, jak ocenia RBK, 10 miliardów rubli (ok. 172 mln USD).

Zdaniem petersburskiego portalu Fontanka fasadą dla operacji "grupy Wagnera" w Syrii jest firma Evro Polis, należąca do Jewgienija Prigożyna, zwanego przez rosyjskie media "kucharzem Putina", ponieważ zbił fortunę na restauracjach, zamówieniach publicznych i kateringu dla dygnitarzy Kremla i ich zagranicznych gości. Prigożyn ma - jak utrzymuje AP - dobre stosunki z Władimirem Putinem od 10 lat, a ostatnio rozszerzył działalność biznesową na usługi dla sił zbrojnych.

"Uważamy, że firma ta jest po prostu przykrywką dla prywatnej firmy Wagnera i może zabiegać o zalegalizowanie tej grupy, prawdopodobnie, aby można ją było w przyszłości wykorzystać w celach komercyjnych" - powiedział AP reporter Fontanki Denis Korotkow. Prigożyn też jest objęty sankcjami USA. Prawo rosyjskie zakazuje wszelkiej służby wojskowej niezwiązanej z państwem. Za udział w konflikcie zbrojnym na terytorium obcego państwa grozi kara do siedmiu lat pozbawienia wolności, a za werbowanie, szkolenie i finansowanie najemników - do 15 lat.