Telewizja pokazała długą kolejkę przed jednym z lokali wyborczych w Budapeszcie, informując, że czekało w niej 3-4 tys. osób.

Do czasu oddania głosu przez wszystkie osoby, które zdążyły stanąć w kolejce do godz. 19 - oficjalnej godziny zakończenia głosowania, nie zostaną podane wstępne wyniki głosowania.

Reklama

Frekwencja o godz. 18.30 była w tym roku wyższa niż całkowita frekwencja w poprzednich wyborach w 2014 r. Wtedy do urn poszło 61,73 proc. wyborców.

- Wysoka frekwencja to bardzo dobra wiadomość, głównie dla tych, którzy chcą zmian, gdyż wedle naszej wiedzy ludzie pragnący zmian są na Węgrzech w większości. Niejasne było tylko to, czy pójdą zagłosować – powiedział kandydat na premiera Węgierskiej Partii Socjalistycznej i partii Dialog Gergely Karacsony.

Reklama

Do tej pory najwyższą frekwencję od zmiany ustrojowej na Węgrzech zanotowano w 2002 r. O godz. 13 wynosiła wtedy 40,19 proc., a ostatecznie - 70,53 proc.

Zdaniem Karacsonya wysoka frekwencja to krytyka systemu zbudowanego przez premiera Viktora Orbana oraz prezydenta Janosa Adera, który powinien był zachęcać do udziału w głosowaniu.

Także lider Koalicji Demokratycznej, b. socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany uznał wysoką frekwencję za zapowiedź zwycięstwa opozycji i wyraził nadzieję, że od poniedziałku opozycja będzie miała już nowe zadanie: rozpocząć przygotowania do tworzenia rządu.

Reklama

Po oddaniu głosu w wyborach ocenił, że sondaże przeszacowywały poparcie rządzącego Fideszu i po wyborach "w sensie politycznym" będzie on w mniejszości.

Również lider skrajnie prawicowej niegdyś partii Jobbik, która od kilku lat przemieszcza się coraz bardziej w stronę centrum, Gabor Vona ocenił, że wysoka frekwencja zwiększa szanse zmiany rządu, i zaapelował o pójście do urn oraz zagłosowanie na jego partię, aby "nasza ojczyzna byłą wolnym, dostatnim, szczęśliwym i spokojnym krajem".

Po oddaniu głosu w Gyoengyoes (80 km na północy-wschód od Budapesztu) Vona wyraził przekonanie, że obecne wybory przesądzą o przyszłości Węgier na dwa pokolenia, a stawką jest to, "czy będziemy krajem emigracyjnym, czy też nie".

Dodał, że po wyborach Jobbik będzie skłonny współpracować z partią Polityka Może Być Inna (lewicowo-ekologiczną), z liberalnym Ruchem Momentum i "nowymi partiami" na rzecz budowania Węgier XXI wieku.

"Niech się Polacy wstydzą, że przyjeżdżają popierać Orbana"

Węgrzy licznie biorą w niedzielnych wyborach parlamentarnych, które przesądzą, czy Koalicja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) będzie rządzić przez trzecią z rzędu kadencję. Przed niektórymi lokalami wyborczymi stoją kolejki.

Wśród głosujących, z którymi rozmawiała PAP, byli zarówno tacy, którym podoba się polityka obecnego rządu, jak i jej przeciwnicy. Budapeszt jest tradycyjnie bardziej lewicowy niż reszta kraju, co znalazło odbicie w wypowiedziach wyborców.

Z głosów tych, którzy zdecydowali się poprzeć koalicję rządzącą, wynikało, że przyniosła skutek intensywna kampania rządu skierowana przeciwko imigracji.

- Trzeba bronić kraju przed imigrantami. Nie zgadzam się z tym, żeby ich rozdzielać między państwa członkowskie Unii Europejskiej – powiedział młody mężczyzna.

Około 30-letnia kobieta także przytaczała ten argument. - Nie chcę, żeby przyszli tu imigranci, dlatego zagłosowałam na Fidesz. Chociaż tak w ogóle nie jestem jego zwolenniczką. Gdyby nie sprawa imigracji, głosowałabym na Koalicję Demokratyczną, albo Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP), bo kiedy oni byli u władzy, lepiej się żyło biednym ludziom. Ja wychowuję jedno dziecko. Teraz łatwiej jest tylko tym, którzy mają więcej dzieci - powiedziała.

Również mężczyzna w średnim wieku, który przyszedł do lokalu z dzieckiem w wózku, wypowiadał się przeciwko migracji, ale on z kolei doceniał rządowy program wsparcia rodzin. - Dla mnie jako człowieka z rodziną, chrześcijanina i osoby żyjącej w tradycyjnym związku małżeńskim, w dodatku mieszkającego w byłej dzielnicy żydowskiej jest bardzo ważne, żeby u władzy były partie, które popierają rodziny i zapobiegają temu, by na Węgrzech zachodziły procesy wzmacniające nastroje antychrześcijańskie i antyżydowskie. Ważne jest też to, by spadek ludności kraju hamować nie poprzez relokację migrantów, tylko wsparcie rodzin - oznajmił.

Niektórzy podkreślali, że sytuacja na Węgrzech nie jest czarno-biała. Takiego zdania był młody człowiek czekający w kolejne do jednego z lokali wyborczych w VII dzielnicy.

- Są takie sfery, w których chciałbym zmian, i takie, w których moim zdaniem kierunek jest dobry. Uważam, że niedobre są działania rządu tworzące atmosferę ogólną – plakaty antyimigracyjne itp. Kiedy przeprowadziłem się do Budapesztu, praktycznie na każdym rogu były demagogiczne plakaty, które mi się absolutnie nie podobają. Jest to robione za nasze pieniądze, a poza tym nie przynosi żadnej korzyści społecznej, a tylko niszczy społeczeństwo. Pozytywne są moim zdaniem ulgi rodzinne - powiedział. Dodał jednak, że jego zdaniem negatywów jest więcej niż pozytywów i dlatego będzie głosować za zmianą. - Myślę, że zagłosuję na Gergelya Karacsonya (kandydata na premiera koalicji MSZP i partii Dialog - PAP) - oznajmił.

Inny młody człowiek w tej samej kolejce także deklarował, że chce zmian. Pytany, co mu nie odpowiada, odparł: Wszystko, ale najbardziej sytuacja w służbie zdrowia. Sam w niej pracuję. Przede wszystkim chciałbym materialnych zmian, wyższych wynagrodzeń, więcej pracowników.

Kobieta w średnim wieku podkreśliła, że próbowała śledzić kampanię wyborczą i obejrzała debatę kandydatów na premiera. - Bardzo mi się nie podobało, że obecny premier (Viktor Orban) nie wziął w niej udziału, a także to, że prawicowa i lewicowa opozycja bardzo się atakowały. Głosowałam na partię Polityka Może Być Inna - oświadczyła.

Za zmianami głosowała także inna kobieta. - Głosowałam za zmianami, bo jako Węgierka chcę mieszkać w Europie. Nawet jeśli większość moich rodaków zdecyduje, że woli kierować się w stronę Azji, i tak będę żyć jak Węgierka w Europie, najwyżej z wielkim bólem zmienię kraj zamieszkania. W kampanii wyborczej wszystko było jasne. Jeśli ktoś rządzi 8 lat, to trzeba patrzeć na wyniki – w oświacie, w służbie zdrowia, w infrastrukturze. Podczas kampanii nie usłyszeliśmy o tym od Fideszu ani słowa – powiedziała PAP.

Jedna ze starszych pań wychodzących z lokalu wyborczego odniosła się do dziennikarki PAP z dużą niechęcią. - Niech się Polacy wstydzą, że przyjeżdżają popierać Orbana. To niedopuszczalne – powiedziała.

Orban oddał głos z samego rana

Premier Viktor Orban w niedzielę rano oddał głos w wyborach parlamentarnych, w których spodziewane jest zwycięstwo - trzecie z rzędu - jego partii Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej.

- Starałem się przyjść wcześnie. Do zamknięcia urn jeszcze trwa kampania. Wezmę udział w mobilizowaniu wyborców – powiedział premier.

Viktor Orban powtórzył, że stawką wyborów jest przyszłość Węgier. - Wybieramy nie tylko partie i rząd, ale też przyszłość dla siebie – oznajmił.

W poście na Facebooku Orban zamieścił zdjęcie, na którym widać, jak głosuje. W podpisie podkreślił: "2 razy Fidesz. Tylko to jest pewny wybór". Fotografię właśnie zamieniono na wideo:

Na Węgrzech obowiązuje mieszany system wyborczy. 106 posłów jest wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych, a pozostałych 93 trafia do parlamentu z list partyjnych. Każdy wyborca głosuje więc na kandydata w jednoosobowych okręgach oraz na partię.

Wybory potrwają do godz. 19. Wstępne wyniki będą znane około północy. Na ostateczne trzeba będzie poczekać do przeliczenia głosów oddanych w przedstawicielstwach dyplomatycznych oraz listownie.