W Islamabadzie wielka wyprzedaż: od przeszło 80 limuzyn po byki na steki. – Po aukcji nadliczbowych samochodów pod młotek pójdą cztery niepotrzebne helikoptery, które znajdują się w dyspozycji rządu. Plus, teraz słuchajcie uważnie, osiem byków, które Nawaz trzymał w rezydencji premiera na swoje gastronomiczne potrzeby – tweetował Naeem ul Haq, doradca nowego szefa rządu do spraw politycznych. – Więc wszyscy potencjalni kupcy: przygotowujcie się! – dorzucał.
W ten sposób Imran Khan rozpoczął symboliczne porządki po swoim poprzedniku. Nawaz Sharif słynął bowiem z wystawnego stylu życia. Jest to też przygrywka do państwa "jak za Mahometa", które nowy premier obiecywał w kampanii. To państwo w telegraficznym skrócie to powrót do tradycji, 10 mln miejsc pracy dla ledwie wiążących koniec z końcem rodaków, 5 mln mieszkań dla rodzin, które dziś muszą zadowolić się prowizorycznym dachem nad głową, a wreszcie – odbudowa fatalnego wizerunku Pakistanu na świecie przeświadczonym, że kraj ten jest azjatyckim jądrem ciemności, niewiele lepszym od poszatkowanego konfliktami Afganistanu.
Ta lista pobożnych życzeń liczy sobie co najmniej kilkadziesiąt pozycji. Wśród nich są reformy systemu oświaty i systemu sądownictwa, który ma skrócić czas rozpatrywania spraw do maksimum roku i dać priorytet sprawom dotyczącym wdów i rozwódek. Młodzi mają dostać nieoprocentowane kredyty, w miastach zasadzone zostaną "miliardy" drzew, powstaną co najmniej cztery nowe kurorty turystyczne. Przedsiębiorcy dostaną słynne jedno okienko, a lokalne wspólnoty – więcej władzy w swoich sprawach.
Reklama
Przede wszystkim zapoczątkujemy wreszcie czas ścisłej przejrzystości. Obiecuję Bogu, że każdy, kto plądrował ten kraj, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności – zapowiadał Khan, szef Partii Sprawiedliwości (Tehrik-e-Insaf), w wygłoszonym tuż po wygranych w połowie sierpnia wyborach exposé. I podkreślał, że nie jest z układu. – Nie wdrapałem się do władzy po plecach jakiegoś dyktatora. Dotarłem tu po walce, która trwała 22 lata – dorzucał.
Reklama
Ba, może nawet dłużej.

Ranny tygrys w potrzasku

Przeszło 87 tys. ludzi zgromadzonych na stadionie w australijskim Melbourne oglądało rozgrywkę między drużynami Pakistanu i Anglii. Był 25 marca 1992 r. i ważyły się losy finału mistrzostw świata w krykiecie – grze, która jest jedynym elementem kolonialnego brytyjskiego dziedzictwa, jaki został powszechnie zaakceptowany w dawnych Indiach. Jedni nazywają tu krykiet drugą religią łączącą hinduistów i muzułmanów z subkontynentu. Jeszcze inni przywołują pojęcie dyplomacji krykietowej – indyjsko-pakistańskiej wersji dyplomacji ping-pongowej, czyli meczów sportowych, które utorowały drogę do zbliżenia chińsko-amerykańskiego na początku lat 70.