Federalny Zarząd Lotnictwa (FAA) poinformował we wtorek o wszczęciu poszukiwań samolotu. Podkreślono, że pilot nie zgłosił planu lotu, nie nawiązał również kontaktu radiowego z kontrolerami ruchu lotniczego. Fossett miał paliwa na 4-5 godzin lotu.

Reklama

"Poszukiwania przerywane są silnym wiatrem. Ratownicy szukają samolotu z charakterystycznymi pomarańczowymi pasami w całej zachodniej Nevadzie" - twierdziła major Cynthia Ryan, szefowa ekipy ratowniczej. Podczas konferencji prasowej zwołanej w środę rano poinformowano, że samolot, którym leciał Fossett, to jednosilnikowy Citabria Super Decathlon, jedna z najnowocześniejszych i najbezpieczniejszych maszyn tego typu. "Wydaje się niemożliwe, że zabrakło mu paliwa. Fossett to zbyt doświadczony pilot. Z drugiej strony Steve mógł po prostu gdzieś wylądować i spaceruje właśnie po górach - to by nawet do niego pasowało" - stwierdziła rzeczniczka lotniska.

Mimo zmiennego wiatru i zapowiadanych opadów deszczu Amerykanina szuka siedem samolotów patrolowych, kilkanaście prywatnych awionetek i helikopterów, a także supernowoczesna jednostka US Army skanująca czujnikami temperatury powierzchnię ziemi. Przyjaciel milionera, inny ekscentryczny bogacz Richard Branson, do poszukiwania Fossetta wykorzystuje nawet program komputerowy Google Earth, który umożliwia wyświetlanie na trójwymiarowym modelu kuli ziemskiej zdjęć satelitarnych i lotniczych. Do tej pory nie znaleziono śladów ewentualnego wypadku. Nikt nie wie, co stało się z Fossetem. Jedno jest pewne - człowiek, który nie bał się najtrudniejszych wyzwań, jeszcze nigdy nie znalazł się w tak niebezpiecznej sytuacji.

Cena strachu
Biografowie Fossetta od lat próbują odpowiedzieć na pytanie, co pchało go wciąż do ciągłego ryzyka, bicia za wszelką cenę kolejnych rekordów. Wrodzona ambicja, czy też obsesyjna chęć spełnienia oczekiwań ojca, właściciela niewielkiego sklepu w południowej Kalifornii, wyznającego zasadę, że na szczęście trzeba w życiu ciężko zapracować? To ojciec, mimo astmy, zabierał małego Steve’a na wycieczki w kalifornijskie góry, to tam - jak podkreśla w swojej autobiografii "Chasing the Wind" - Fossett po raz pierwszy w życiu osiągnął wielki sukces. "Gdy miałem 12 lat, wraz z kolegami z drużyny skautowej zdobyliśmy stromy szczyt. Potem moja historia potoczyła się sama. Po prostu znajdowałem wyższe góry i bardziej strome zbocza do zdobycia" - wyjaśniał.


W wywiadzie dla chicagowskiego dziennika "Tribune" jeszcze inaczej tłumaczył swoją motywację do bicia rekordów. "Szybko się nudzę" - mówił.

"Trudno mi uwierzyć, że tylko dlatego robi pan te wszystkie rzeczy" - ciągnął dziennikarz.

Reklama

"Wie pan co, samemu trudno mi to zrozumieć. Moja żona po blisko 40 latach małżeństwa też przestała się już nad tym zastanawiać" - rozłożył ręce Fossett.

Z pewnością pasją Fossetta zawsze było wygrywanie. Porażki tylko napędzały go do dalszego wysiłku. Okrążenie kuli ziemskiej balonem udało mu się dopiero za szóstym razem. Kanał La Manche przepłynął dopiero w czwartym podejściu. Za drugim razem udało mu się ukończyć morderczą, mierzącą ponad 1800 kilometrów trasę wyścigów psich zaprzęgów na Alasce. Blisko mety jeden z psów biegnący na początku zaprzęgu zasłabł. Gdy pokrzykiwanie nie przynosiło efektów, Fossett ukląkł i z całej siły ugryzł psa w ucho. "Dotarliśmy do mety. Udało się. I tak powinno być, w końcu to ja w tym stadzie byłem samcem alfa" - tłumaczył później Amerykanin.

Bezpieczne niebezpieczeństwo
Za każdym razem, kiedy Fossett podejmował próbę bicia kolejnego rekordu na granicy ludzkiej wytrzymałości, za wszelką cenę starał się z każdego swojego wyczynu wyeliminować ryzyko. "Każda podróż planowana była w najdrobniejszych szczegółach. Gdy podczas rejsu balonem miał wylądować na jednej z wysp Pacyfiku, potrafił godzinami badać jej florę oraz faunę. Kiedy okazało się, że żyjące tam albatrosy mogą uszkodzić balon, szukał innego miejsca" - opowiada w rozmowie z agencją AP Jeff Stolzer, rzecznik nowojorskiego klubu podróżników, którego Fossett był członkiem.


Reklama

Dbałość o szczegóły i staranne planowanie każdej decyzji to zresztą stały element biografii milionera. Fossett ukończył prestiżowy Uniwersytet Stanforda, później zaś obronił doktorat na uczelni stanowej w Missouri. Z dyplomem osiadł w Chicago i z taką samą pasją, z którą później bił rekordy, zaczął zarabiać pieniądze. Najpierw jako taksówkarz, potem jako konstruktor pierwszych operacyjnych systemów komputerowych. "Z czasem zadałem sobie pytanie, gdzie płacą najwięcej. Odpowiedź była prosta - na giełdzie. Ukończyłem więc kurs i zacząłem pracować w funduszu inwestycyjnym Merrill Lynch" - pisze w swojej autobiografii Fossett. Swój pierwszy milion zarobił w wieku 33 lat, handlując nasionami soi. Zanim przeszedł na emeryturę dwie dekady później, w wyniku nietrafionych zakupów akcji dwukrotnie stracił wszystkie pieniądze.

Za każdym razem udawało mu się jednak z zyskiem odrabiać straty. "Niektórzy odważni faceci w moim wieku zaczynali uprawiać triathlon. Ja miałem inne plany na życie" - wspominał w rozmowie z dziennikarzem brytyjskiego dziennika "Times". W ciągu kolejnych dziesięciu lat Fossett zdobył wszystkie ośmiotysięczniki (z wyjątkiem Everestu mimo dwukrotnych prób), brał udział w rajdzie Paryż - Dakar, uczestniczył we wspomnianych już wyścigach psich zaprzęgów na Alasce, startował także w morderczym, 24-godzinnym wyścigu samochodowym Le Mans. "Chcę przejść do historii. Chcę być wielki w dziedzinie wielkich podróży "- zapewniał.

Wraz z pierwszymi sukcesami media zaczęły nazywać Fossetta ekscentrycznym milionerem, który zdaniem wielu kupuje sobie kolejne rekordy. Rzeczywiście - pracują dla niego najwybitniejsi meteorolodzy, specjaliści od nowoczesnych tworzyw, które pozwalają mu zbudować najlżejszy katamaran czy superszczelny kombinezon. Albo balon dalekiego zasięgu. "Baloniarstwo jest najstarszym sportem powietrznym, a nikt jeszcze balonem nie obleciał Ziemi" - zapowiadał Fossett na początku lat dziewięćdziesiątych.

Jego zmagania z siłami natury i zwykłą logiką przyniosły mu międzynarodową sławę. W styczniu 1997 po raz pierwszy trafił - również w Polsce - do świadomości zbiorowej. - Amerykanin Steve Fossett musiał przerwać w Indiach swoją próbę lotu balonem dookoła świata, ponieważ skończyło mu się paliwo. Pobił jednak dwa rekordy świata: pokonał najdłuższą trasę i najdłużej utrzymywał się balonem w powietrzu. Fossett przeleciał balonem "Solo Spirit" ok. 14 400 km - poprzedni rekord z 1995 r. (zresztą jego własny) wynosił 8 746 km. Leciał sześć dni, dwie godziny i 54 minuty - godzinę i 38 minut dłużej niż wynosi dotychczasowy rekord" - pisały agencje.

Bóg z powietrza
"Pamiętam jak wylądowałem w niewielkiej wiosce, w której przekazywana od pokoleń legenda obiecywała nadejście Boga z powietrza. Miejscowy kapłan ofiarował mi miejsce na ołtarzu i dożywotnio darmowe mleko" - wspomina milioner w swojej książce. Jedna z prób okrążenia ziemi balonem prawie zaś zakończyła się tragedią. Już wkrótce po starcie niewielki pożar gondoli balonu poparzył Fossettowi dłonie i spalił brwi. Dopiero w połowie trasy rozegrał się jednak prawdziwy dramat. Podczas burzy gradowej pioruny przebiły powłokę balonu i między Australią a Nową Kaledonią gondola runęła do oceanu z wysokości 9 tysięcy metrów. Kapsuła wytrzymała zderzenie z wodą, a sygnał z boi ratunkowej pozwolił zlokalizować rozbitka. W końcu w 2002 roku udało się Fossettowi samotnie okrążyć glob. Trafił do Księgi rekordów Guinnessa.


Coraz większa popularność tylko dodawała mu skrzydeł. Lista osiągnięć Fossetta z ostatnich siedmiu lat jest naprawdę imponująca. Ustanowił piętnaście rozmaitych rekordów żeglarskich - w 2001 r. przepłynął katamaranem z Nowego Jorku do Anglii w cztery dni i 17 godzin, a w 2004 r. opłynął świat w 59 dni. Szybowcem przeleciał za jednym zamachem 2192 kilometry, czyli więcej niż ktokolwiek inny. Ustanowił światowy rekord prędkości zeppelina (111,8 km/h). Najszybciej przeleciał nad Stanami Zjednoczonymi samolotem nieponaddźwiękowym zarówno ze wschodu na zachód, jak i z zachodu na wschód. Gdy w ciągu 67 godzin okrążał Ziemię jednoosobowym samolotem, stronę internetową www.virginatlanticglobalflyer.com odwiedziło 76 milionów ludzi.

Jak wyliczył dziennik "The Telegraph", Fossett do dziś ustanowił 116 rekordów w pięciu sportowych dyscyplinach. Aż 60 z nich pozostaje niepobitych. Na kolejne przygody nigdy nie żałował pieniędzy. "Steve zażądał najlepszego załogowego jachtu, jaki tylko sobie można wyobrazić. Zapowiedział, że koszta się nie liczą" - wspomina Gino Morelli, projektant katamaranu. Z czasem jego sojusznikiem i sponsorem wypraw został inny ekscentryczny bogacz Richard Branson, który zwykł mówić: "Wziąwszy pod uwagę jego osiągnięcia, nie wierzę, że Fossett nie podpisał paktu z diabłem".

Fossett nie ma dzieci. Jego żona Peggy, z którą od 40 lat mieszkał w Kalifornii, zawsze witała go, gdy szczęśliwie wracał na ziemię. Zabrakło jej jednak na płycie lotniska w Nevadzie. To miał być przecież jedynie krótki, bezpieczny lot. Żadne tam szaleńcze bicie rekordu. Do dziś nie wiemy, czy Steve i Peggy Fossettowie będą jeszcze mieli okazję się przywitać.