Doprowadzenie 27-letniego Omara do samolotu nie było trudne. Syn szefa Al-Kaidy - który wielokrotnie potępiał tę organizację - koczował bowiem na madryckim lotnisku Barajas, gdzie od kilku dni prosił o azyl. Został tam, gdy urwał się podczas międzylądowania na trasie Kair-Maroko.

Hiszpańskie władze miały z nim nie lada kłopot. W końcu to nie tylko syn Osamy bin Ladena - autora zamachów z 11 września 2001 roku, gdy samoloty-pociski zburzyły nowojorskie wieże World Trade Center, grzebiąc pod gruzami tysiące ludzi. To także saudyjski książe z rodziny, która obraca miliardami dolarów. Jak więc uzasadnić jego deportację? Tym bardziej, że żona Omara to Brytyjka, czyli obywatelka Unii Europejskiej.

Wygląda na to, że Hiszpanie będą stosowali tę samą argumentację co Brytyczycy, którzy w kwietniu odmówili Omarowi azylu politycznego. Ci stwierdzili, że przyjazd młodego bin Ladena do ich kraju mógłby wywołać "poważne niepokoje społeczne".

Żona Omara bin Ladena, 52-letnia Jane Felix-Browne, która zmieniła nazwisko na Zaina al-Sabah, nazwała decyzję Hiszpanów "polityczną". Dodała, że oboje będą starać się dostać do Nowej Zelandii. Ona również twierdzi, że w krajach arabskich bin Ladenowi grozi śmierć za odcięcie się od ojca.





Reklama