Jeszcze kilka tygodni temu wcale nie było wiadomo, czy do szczytu G20 w ogóle dojdzie. Idei, którą wylansował prezydent Francji Nicolas Sarkozy, opierał się George Bush. Amerykański prezydent powtarzał to, co od lat można było usłyszeć w Waszyngtonie: lekarstwem na wszelkie problemy jest nieskrępowany wolny rynek, a sklerotyczna Europa powinna brać przykład z Ameryki.

Reklama

Jednak Bruksela znalazła potężnych sojuszników. Już w piątek w Nicei Sarkozy przekonał rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa do poparcia unijnych postulatów. Nic za darmo. W zamian Francja zgodziła się na to, by Rosja miała wpływ na bezpieczeństwo całej Europy. Jednocześnie Francuzom - wbrew Ameryce - udało się po raz pierwszy zaprosić do współdecydowania o losach światowej gospodarki państwa do niedawna rozwijające się, takie jak Chiny, Indie czy Argentynę. A to oznacza koniec dotychczasowej formuły G8, czyli grupy najbogatszych państw Zachodu oraz Rosji i Japonii, które samodzielnie podejmowały decyzje w imieniu całego świata.

"G8 nie ma już racji bytu" - powiedział w Waszyngtonie zadowolony prezydent Brazylii Luiz Lula da Silva. "W dzisiejszym globalnym świecie bez krajów wschodzących nic nie da się już zrobić".

W rezultacie Amerykanie znaleźli się po raz pierwszy w absolutnej mniejszości. I Bush musiał dać za wygraną. Gdy największym amerykańskim bankom i ikonom przemysłu, jak General Motors i Chrysler, zaczęło grozić bankructwo, sam polecił sekretarzowi skarbu Henry’emu Paulsonowi sięgnąć po sprawdzoną receptę rodem z Europy: nacjonalizację. A w sobotę już bez większego przekonania bronił swojego stanowiska.

Reklama

"To jest rzecz w historii bez precedensu: zmusiliśmy amerykańską administrację do posłuchania naszych racji" - zacierał po szczycie ręce Sarkozy. Europie udało się także przełamać opór międzynarodowego biznesu. Do niedawna to on dyktował warunki rządom, ale teraz gdy wskutek kryzysu wiele wielkich koncernów stanęło na krawędzi bankructwa, rządy postawiły warunek: dostaniecie pieniądze, ale w zamian zgodzicie się na większą kontrolę państwa.

Efektem kilkugodzinnego spotkania w Waszyngtonie jest nakreślony na pięciu stronach zarys nowego ładu gospodarczego, który ma zastąpić reguły podyktowane przed 60 laty przez USA w Bretton Woods. Plan zawiera większość postulatów, z jakimi wystąpili tydzień temu w Brukseli europejscy przywódcy. Łącznie z najważniejszym: żaden raj podatkowy, bank czy produkt finansowy w przyszłości nie uniknie kontroli państwa. Na świecie mają obowiązywać jednolite zasady księgowe, władze sprawdzą pensje prezesów banków, a państwo będzie miało obowiązek uratować przed bankructwem największe instytucje finansowe.

"Jestem niezwykle zadowolona. Zrobiliśmy zdecydowany krok ku uregulowaniu światowego biznesu" - mówiła kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Jeszcze rok temu, gdy szefowa niemieckiego rządu namawiała prezydenta Busha do powstrzymania niekontrolowanego rozwoju kredytów hipotecznych i spekulacyjnych funduszy inwestycyjnych, amerykański prezydent w ogóle nie podjął rozmowy. Ale w sobotę pokornie złożył swój podpis pod dokumentem, który jasno wskazuje na Amerykę jako winnego największego kryzysu od trzech pokoleń.