Następcą Henry’ego Paulsona, autora kontrowersyjnego planu wykupu złych długów bankowych za 700 mld dol. zostanie Timothy Geithner, prezes nowojorskiego oddziału Rezerwy Federalnej i jeden z głównych rzeczników bailoutu. Pomagać mu będą nowy szef Narodowej Rady Ekonomicznej Larry Summers oraz Peter Orszag, który będzie pilnował w Białym Domu budżetu. Obydwaj są ludźmi z dawnej administracji Billa Clintona i to oni będą odpowiadać za fundamenty polityki gospodarczej USA. Już dziś wiadomo, że mimo ambitnych zapowiedzi Obamy sprzed kilku tygodni nowa ekipa nie zdoła zrównoważyć wpływów i wydatków państwa, lecz co najwyżej utrzyma deficyt sięgający obecnie 455 mld dol. Od kilku dni jest jasne, że kolejne miliardy pochłonie pobudzanie rynku pracy, a jednocześnie nie będzie radykalnych zmian w polityce podatkowej - ulgi dla najlepiej zarabiających, które wprowadził George W. Bush, przetrwają aż do 2011 r.

Reklama

Realistyczne pomysły Obamy na ratowanie gospodarki oraz jego propozycje kadrowe wyraźnie uspokoiły inwestorów. Tym bardziej że okazało się, iż doradcy prezydenta elekta byli mocno zaangażowani w projekt ratowania giganta bankowego Citigroup, który wczoraj ogłosiła administracja George’a W. Busha. Efekty było widać już w poniedziałek rano: indeksy Dow Jones i NASDAQ zaczęły powoli rosnąć. Wall Street ma także inny powód do zadowolenia: Obama najpewniej nie zrealizuje obiecywanego w kampanii pomysłu nałożenia giełdom prawnego kagańca, który chroniłby rynek przed ryzykownymi zagraniami maklerów, ale równocześnie godziłby w ich portfele. "Jakiekolwiek radykalne ruchy byłyby teraz bardzo nieodpowiedzialne. Barack Obama tak naprawdę dopiero rozpoczyna swoją karierę i musi kroczyć rozważnie, by myśleć o drugiej kadencji" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM Bob Padgelt z Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii.

Mimo pozytywnych sygnałów z Wall Street ekipa prezydenta elekta daleka jest jednak od optymizmu. "Nie ma czasu do stracenia. Musimy być świetnie przygotowani do przejęcia władzy, inaczej za dwa miesiące czeka nas bardzo twarde lądowanie" - mówił Associated Press David Axelrod, główny doradca Obamy. Sytuacja ekonomiczna jest na tyle poważna, że niektórzy publicyści spekulują, czy demokratyczna drużyna nie obejmie władzy wcześniej, tzn. przed zaplanowaną na 20 stycznia inauguracją. Autorzy komentarzy w "New York Timesie" sugerują, że prezydent Bush zdymisjonuje Henry’ego Paulsona i powoła Timothy’ego Geithnera, aby zmiany następowały najpłynniej jak się da. Najbardziej radykalny wariant zakłada, że Bush i wiceprezydent Dick Cheney sami ustąpią i na 60 dni stery kraju przejmie demokratyczna spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, by jak najszybciej przygotować grunt dla Obamy i jego ludzi. Choć ten scenariusz ma minimalne szanse realizacji, to takie spekulacje dowodzą, że w obliczu recesji toczy się prawdziwa walka z czasem.

p

Obama nie zwątpił w wolny rynek

Reklama

Jaromir Kamiński: Czy ekipa Baracka Obamy będzie wprowadzać lewicowy program gospodarczy?
Benjamin Barber*: Nie, on jest zwolennikiem wolnego rynku podobnie jak jego otoczenie.

Jak to? A jego protekcjonistyczne hasła z okresu kampanii wyborczej?
Tak, rzeczywiście taka retoryka pojawiła się w czasie wyścigu do Białego Domu, ale trzeba pamiętać, że była ona obliczona na zdobycie poparcia związków zawodowych, które mają wielkie wpływy w Partii Demokratycznej. Zresztą gdy z ust Obamy padały protekcjonistyczne slogany, w tym samym czasie jego główny doradca ekonomiczny Austan Goolsbee dzwonił do Kanadyjczyków ze słowami: "nie martwcie się, to tylko kampania". Nie ma żadnych symptomów, które wskazywałyby, że Obama zadusi liberalizm gospodarczy w Ameryce. Oczywiście wolny rynek nie jest teraz w najlepszej kondycji, a banki i firmy nie są w stanie same naprawić swoich błędów. Dlatego też nowy prezydent ze względu na kryzys będzie musiał sięgnąć po nowe regulacje i interwencjonizm państwowy, ale nie sądzę, żeby to zdominowało jego politykę.

Reklama

Jak będzie walczył z kryzysem?
Najważniejszą rzeczą, którą zapewne zrobi, będzie promowanie budowy nowej i naprawy starej infrastruktury. Mosty, tunele, drogi koleje, wodociągi, kanały nie były naprawiane od 70 lat i są w fatalnym stanie. To może stworzyć nowe miejsca pracy, których nie da się wyeksportować i wydatnie ożywić gospodarkę. Ludzie, którzy odzyskają pracę i zarobki, wprowadzą zastrzyk gotówki na rynek, a to pomoże w przezwyciężeniu recesji. Myślę, że miejscem licznych inwestycji państwowych będzie też sektor alternatywnych źródeł energii.

Czyli Obama jest keynesistą?
O tak. Administracja Obamy z pewnością nie odwróci się plecami do rynku, choć użyje regulacji, subsydiów i inwestycji państwowych, by poruszyć gospodarkę w kierunkach, które są korzystne ekonomicznie, ale także społecznie - mają wpływ na politykę ekologiczną, energetyczną etc.

*Benjamin Barber, amerykański politolog, autor bestselleru "Dżihad kontra McŚwiat", były doradca prezydenta Billa Clintona