Wyklucza też przyjęcie, nawet za kilkanaście lat, do Wspólnoty naszych wschodnich sąsiadów. Takie zapisy są szczególnie bolesne dla Kijowa, który traktował pomysły Warszawy i Sztokholmu jako poważny krok na drodze do integracji z Unią Europejską.

Reklama

Autorzy projektu zapewniają jednak, że sześć państw, które mają być objęte programem (poza Ukrainą i Gruzją także Armenia, Azerbejdżan, Mołdawia i, jeśli dojdzie do pewnego poluzowania autorytarnego reżimu, Białoruś) mogą liczyć na "pewne korzyści" z "Partnerstwa". W dokumencie, którego treść ujawnił wczoraj portal internetowy "EU Observer", są na przykład zapisy o utworzeniu między Unią a wspomnianymi republikami b. ZSRR jednolitego rynku, w ramach którego obowiązywałoby prawo europejskie. W ten sposób sześć krajów uzyskałoby status, który dziś ma Norwegia, Islandia i Lichtenstein. Ukraińskie czy gruzińskie towary bez przeszkód mogłyby być sprzedawane w całej zjednoczonej Europie, a Ukraińcy i Gruzini mieliby prawo w Unii pracować i świadczyć swoje usługi. Analitycy przekonują, że wiele z tych zapisów może jednak pozostać tylko na papierze.

"To jest tylko teoria. Wystarczy przytoczyć przykład Ukrainy. Jej system sądowniczy i polityczny wciąż jest tak bardzo zsowietyzowany, a gospodarka tak uboga, że w przewidywalnej przyszłości kraj ten nie ma najmniejszych szans dostosowania się do reguł unijnego Jednolitego Rynku" - mówi DZIENNIKOWI analityk Ośrodka Studiów Wschodnich i znawca Ukrainy Tadeusz Olszański.

Dla prozachodniego prezydenta Wiktora Juszczenki najbardziej bolesne jest jednak stwierdzenie, że jego kraj nie zyskał tzw. perspektywy członkostwa w UE. "Zawarcie Układu Stowarzyszeniowego pozostaje bez związku z europejskimi aspiracjami krajów partnerskich" - czytamy w projekcie dokumentu.

Reklama

"Fakty są takie, że Niemcy i inne kraje zachodnie z trudem stać na sfinansowanie ostatniego poszerzenia Unii o Polskę i inne państwa Europy Środkowej. A fundusze niezbędne na integrację Ukrainy czy Turcji byłyby nieporównywalnie większe" - mówi Katinka Barysch, ekspertka londyńskiego Center for European Reform.

Co więcej, Komisji Europejskiej nie fascynują demokratyczne zmiany przeprowadzone na Ukrainie czy w Gruzji. "Kraje partnerskie nadal muszą stawić czoła wyzwaniom, aby rozwinąć demokratyczne instytucje" - zapisano w projekcie dokumentu.

Komisja nie pozostawia wątpliwości: dla Unii najważniejsze są relacje z Moskwą. "Partnerstwo Wschodnie powinno być traktowane jako uzupełnienie stosunków między UE i Rosją" - uznali autorzy dokumentu, który ma zostać przyjęty przez przywódców "27" w trakcie szczytu w Brukseli 11 grudnia.

Reklama

"Z perspektywy starych krajów Unii takich jak Niemcy i Francja podstawowa różnica między Rosją a Ukrainą jest taka, że pierwszy kraj ma ropę i gaz, a drugi nie" - komentuje Tadeusz Olszański. Z kolei proszący o zachowanie anonimowości polski dyplomata podsumowuje: "W Paryżu i Berlinie mit rosyjskiego supermocarstwa wciąż jest bardzo żywy".

p

MICHAŁ POTOCKI: Czy jeśli w projekcie dokumentu o Partnerstwie Wschodnim rzeczywiście nie znajdą się zapisy o tzw. perspektywie członkostwa w UE dla Ukrainy, Kijów będzie nim usatysfakcjonowany?
BORYS TARASIUK*: Chcielibyśmy żeby stosunki unijno-ukraińskie były partnerskie, a nie takie, że Unia Europejska coś przyjmuje, a nam przedstawia do akceptacji. Chcemy, aby proces rozwoju naszych wzajemnych relacji był dwustronny. Żeby Ukraina miała taki sam wpływ na tworzenie nowych form współpracy jak Bruksela. Nie może być tak, że w Brukseli tworzy się koncepcje wzajemnej kooperacji bez konsultacji z nami.

A czy Kijów jest zainteresowany statusem na wzór Norwegii - ścisłe partnerstwo, ale bez udziału w instytucjach wspólnotowych i bez formalnego członkostwa?
Powinniśmy podchodzić pragmatycznie do Unii Europejskiej, więc trzeba byłoby się z tym pogodzić. Ale muszę powiedzieć, że - niestety - nie widać w działaniach Unii myśli strategicznej. A strategia tym się różni od taktyki, że ma wyznaczony ostateczny cel. Myślę, że w końcu UE dojrzeje do stwierdzenia, że takim celem - jeśli chodzi o Ukrainę - jest jej członkostwo we Wspólnocie. Lepiej, żeby to się stało wcześniej niż później. Z drugiej strony wydaje się, że zgodnie z traktatem amsterdamskim Ukraina już ma perspektywę członkostwa (traktat amsterdamski mówi, że każdy kraj europejski może być członkiem UE - red.). Nikt w Unii nie chce jednak nazwać rzeczy po imieniu.

Nie jest tajemnicą, że dla niektórych członków UE priorytetowe są stosunki z Rosją, a relacje z Ukrainą i innymi byłymi republikami ZSRR są drugorzędne. Czy jest to poważne zagrożenie dla aspiracji Kijowa?
Gdy rozmawiamy z naszymi unijnymi partnerami o Rosji, mówimy, że dla wszystkich stron bardzo ważne są dobre, normalne i rozsądne relacje z Moskwą. Ukraina i UE były, są i będą tym zainteresowane. Rozbieżności pojawiają się w ocenie działań Rosji. My uważamy, że np. postępowanie Rosjan w Gruzji było nie tyle nieproporcjonalną reakcją, ile złamaniem zobowiązań wobec ONZ - zwyczajną agresją, naruszeniem norm prawa międzynarodowego. Część polityków za granicą uważa jednak inaczej.

*Borys Tarasiuk, poseł ukraińskiego parlamentu, były minister spraw zagranicznych Ukrainy