Według sondażu opublikowanego przez gazetę "Sermitsiaq" w przeddzień plebiscytu aż 61 proc. Grenlandczyków deklaruje głosowanie za poszerzeniem zakresu samorządności w zamian za stopniowe obniżanie subwencji z Danii. "Więcej autonomii to dla nas jedyna droga" - mówił posługujący się wyłącznie językiem grenlandzkim premier Hans Enoksen. Przeciwnego zdania był zaledwie co siódmy mieszkaniec największej wyspy świata. Wśród sceptyków przeważają ludzie młodzi utrzymujący kontakty z Danią poprzez wyjazdy na studia i do pracy. "Nie poradzimy sobie bez dotacji, więc nie możemy teraz z nich rezygnować" - tłumaczy w rozmowie z DZIENNIKIEM deputowany Palle Christensen z Demokratów, partii najsilniej oponującej wobec niepodległościowych zakusów.

Reklama

Jeśli po ogłoszeniu wstępnych wyników okaże się, że przewidywania mediów się spełniły, lokalny rząd otrzyma nowe kompetencje, które do tej pory leżały w gestii metropolii. Premier przejmie wówczas władzę nad policją, sądami, a przede wszystkim zasobami naturalnymi arktycznego terytorium. Właśnie surowce są największą szansą na rozwój zaledwie 58-tysięcznej wyspy. Pod lodami Grenlandii może się bowiem znajdować nawet 25 proc. światowych złóż ropy i gazu. Do tego olbrzymie zasoby złota, uranu, diamentów, żelaza i tantalu. Na razie ich eksploatacja jest zbyt droga, jednak topnienie lodów spowodowane ociepleniem klimatu może to zmienić. "Dopiero po zagospodarowaniu tych złóż powinniśmy myśleć o rozluźnieniu więzów z Kopenhagą" - tłumaczy Palle Christensen. Duńskie dotacje stanowiące dziś trzecią część budżetu stałyby się wówczas zbędne i perspektywa niepodległości przestałaby być mrzonką.

Nie wszyscy Grenlandczycy są jednak entuzjastami zerwania związków z Danią. Niewielka, słabo wykształcona i dotknięta alkoholizmem populacja może nie być zdolna do efektywnego zarządzania krajem siedmiokrotnie większym od Polski. Tym bardziej, że słabe państwo stanie się obiektem rywalizacji światowych potęg takich jak USA, Rosja, Kanada i Norwegia. Już w 1946 r. Waszyngton oferował Duńczykom 100 mln dol. w zamian za przekazanie wyspy. Od II wojny światowej w okolicach miejscowości Qaanaaq istnieje strategiczna baza US Army.

Zwolennicy niepodległości nie chcą jednak słyszeć o pozostawaniu w zależności od Danii. Przywykli obarczać Kopenhagę o całe zło; z upadkiem eskimoskiej kultury włącznie. Może się jednak okazać, że suwerenność stanie się początkiem znacznie większych kłopotów.

Reklama