Clinton spotkał się na razie z wiceszefem MSZ Kim Kye-gwanem i zastępcą przewodniczącego parlamentu Yang Hyong-sopem. Po co 42. prezydent Stanów Zjednoczonych rozmawia z liderami jednego z najkrwawszych reżimów na świecie? Waszyngton ma w tym swój interes - wolność swoich obywateli.

Reklama

W czerwcu dwie amerykańskie dziennikarki koreańskiego pochodzenia robiły reportaż na pograniczu chińsko-północnokoreańskim. Laura Ling i Euna Lee - które co ciekawe pracowały dla kalifornijskiej Current TV będącej własnością wiceprezydenta w gabinecie Clintona, Ala Gore'a - zostały porwane przez straż graniczną Phenianu i skazane za nielegalne przekroczenie granicy.

Waszyngton ma nadzieję, że Clintonowi uda się przekonać reżim do zwolnienia dziennikarek. Oczywiście nie za darmo - Phenian może się zgodzić na wypuszczenie obu pań w zamian za konkretne ustępstwa. W grę wchodzą przede wszystkim pieniądze. A dla Billa Clintona to szansa, aby zasłynąć jako sprawny negocjator. Dlatego mąż obecnej szefowej dyplomacji poszedł w ślady Jimmy'ego Cartera. "Najlepszy były prezydent" w przeszłości uczestniczył w delikatnych misjach dyplomatycznych m.in. w Korei Płn., na Kubie i Haiti.