Do tragedii doszło 18 kwietnia w Witkowie na czeskim Śląsku. Narodowi socjaliści przygotowywali się do zamachu co najmniej przez kilka tygodni. Według czeskiej prokuratury podzielili między siebie zadania: jeden załatwiał benzynę, drugi łatwopalne szmaty, Wybór padł na należący do dziewięcioosobowej cygańskiej rodziny z 6-tysięcznego Witkowa koło Opawy, zamieszkanego przez znaczną mniejszość romską.

Reklama

Czterech młodych napastników podjechało pod budynek tuż przed północą. Jeden został w samochodzie, trzej inni podpalili dom. "Były trzy ogniska pożaru. Znaleźliśmy trzy łatwopalne przedmioty nasączone benzyną" - relacjonował tuż po tragedii Miroslav Pech z lokalnej policji. Aby zwiększyć siłę ognia, każdy ze skinów wybił inne okno i wrzucił przez nie podpalone szmaty.

W witkowskim pożarze nikt nie zginął, ale trzy osoby zostały ranne. Najcięższe obrażenia odniosła dwuletnia dziewczynka. Poparzenia pozostawią trwałe ślady na całym jej ciele. Od razu po zdarzeniu czeska policja wszczęła zakrojone na szeroką skalę śledztwo, które objęło 600 aktywistów ugrupowań skrajnie nacjonalistycznych. Praga obawia się bowiem eskalacji antycygańskich przestępstw w miarę przedłużania się kryzysu.

Ostatecznie zatrzymano 12 osób, a czterem postawiono zarzuty. W ich mieszkaniach znaleziono m.in. narodowo-socjalistyczne gadżety, plakaty i literaturę. Neonazistom - których danych osobowych ani miasta zamieszkania policja na razie nie ujawniła - grozi od 12 do 15 lat więzienia albo dożywocie.

Reklama