Według rezultatów exit polls opublikowanych dziś tuż po zamknięciu lokali wyborczych Partia Demokratyczna (PD) zdobyła ponad trzysta miejsc w 480-osobowej Izbie Reprezentantów (Shugiin) – niższej izbie japońskiego parlamentu. To niemal idealne odwrócenie proporcji z poprzedniej kadencji, kiedy PLD zajmowała 296 miejsc.

Reklama

>>>Japonia wywoła wojnę z Koreą Północną

Szykuje się zatem radykalny zwrot w japońskiej polityce, szczególnie w jej wymiarze społecznym. Yukio Hatoyama, 62-letni lider zwycięskiej partii, przed wyborami zapowiedział bowiem zwiększenie wydatków socjalnych i oskarżył rząd o zaniedbywanie interesów zwykłych wyborców, jako pracowników i konsumentów, na rzecz wielkich korporacji. Wyborczy slogan "Polityka w służbie ludzi" i obietnice dodatków dla dzieci, ulg podatkowych, obniżenia cen benzyny oraz „bardziej zrównoważonej” polityki w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi przyciągnęły do PD wielu zwolenników, a także... działaczy PLD, którzy w ostatnich tygodniach zaczęli masowo opuszczać szeregi własnej partii.

>>>Japonia też jusz wyszła z recesji

- Myślę, że ludzie po prostu potrzebują odmiany. Jedna partia zbyt długo dominowała w naszej polityce - mówił agencji AFP tuż przed głosowaniem jeden z mieszkańców Tokio, 68-letni Toshihiro Nakamura. Podobnie uważała duża część mieszkańców Japonii. W przedwyborczych sondażach opozycja notowała ponad 40 proc. głosów, zaś partia rządząca raptem niecałe 20 proc. - Wydaje mi się, że w wyborach chodziło bardziej o nastroje i emocje niż o politykę - ocenia cytowany przez BBC politolog Takashi Mikuriya z Uniwersytetu Tokijskiego. - Większość wyborców na karcie do głosowania dała wyraz nie sympatiom politycznym, ale znużeniu partią rządzącą - dodaje.

Reklama

>>>Ma 13 lat i wybór: rodzice albo Japonia

Rzeczywiście, rządząca Japonią od 1955 roku (z 11-miesięczną przerwą w połowie lat 90.) Partia Liberalno-Demokratyczna miała prawo znudzić się już wyborcom. Co prawda to dzięki niej kraj podniósł się z powojennych zniszczeń, szybko awansował do ligi najbardziej rozwiniętych państw świata, a w latach 90. wykaraskał się z długotrwałej stagnacji gospodarczej - jednak ostatnia kadencja (od 2005 r.) nie należała do szczególnie udanych. Frakcyjne walki wewnątrz partii (czterech premierów w ciągu czterech lat - red.), pogłębiający się kryzys gospodarczy oraz najwyższe od końca II wojny światowej bezrobocie (5,7 proc. w lipcu) spowodowały, że PLD zaczęła gwałtownie tracić poparcie. Czarę goryczy przelała przegrana w lokalnych wyborach w Tokio w lipcu br., po której premier Taro Aso zdecydował się rozwiązać parlament i rozpisać przedterminowe wybory. Teraz Japończycy czekają na to, co do powiedzenia będą mieli wieczni opozycjoniści.