Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie deklarowało, że pieniądze wydane na dzieci są przede wszystkim „najlepszą inwestycją”, a dopiero w dalszej kolejności kosztem. Chociaż w okresie kampanii wiele obietnic dotyczących rodzin można traktować jako wyborcze rozdawnictwo, to patrząc na statystyki urodzeń, trudno się nie spodziewać, że zmiany w tym zakresie będą priorytetowe. W pierwszym półroczu 2015 r. w kraju urodziło się ok. 180 tys. dzieci, najmniej od 11 lat. Jednocześnie wskaźnik dzietności w 2014 r. wynosił 1,29, w stosunku do 1,25 w 2013 r.

Reklama

Jest wiele przyczyn problemów demograficznych: zmiany kulturowe, niepewność na rynku pracy (pomimo ogólnie dobrej sytuacji gospodarczej), poczucie, że państwo niewystarczająco wspiera rodziców. Wzrost liczby miejsc w żłobkach okazał się zbyt mały, a wydłużenie okresu opieki nad dzieckiem nie stanowi wystarczającej zachęty. Tym bardziej że współczesne mamy chcą pracować i wracać szybko do zawodu. W tych wyborach wszystkie partie miały więc rodzinie coś do zaoferowania. Pomysłów na wsparcie podstawowej komórki społecznej było tyle, ile ugrupowań: zwiększenie najniższych uposażeń, specjalne dodatki na dzieci, zmiany w systemie podatkowym. Przynajmniej część z tych propozycji zostanie w nowej kadencji przetłumaczona na obowiązujące prawo.

PiS swoją sztandarową propozycję nazwało „Rodzina 500+”, od 500 zł wypłacanych co miesiąc, na które będą mogły liczyć pary po urodzeniu dziecka. Konkretne kwoty mają zależeć od poziomu zarobków i liczby dzieci. Jeśli dochody w gospodarstwie domowym nie przekroczą 800 zł na osobę (lub 1200 zł w przypadku dziecka z niepełnosprawnością), na bonus od rządu będzie można liczyć już przy pierwszym dziecku. Przy wyższych zarobkach świadczenie będzie wypłacane dopiero po urodzeniu drugiego i każdego kolejnego dziecka.

Prorodzinną rewolucję w podatkach rzutem na taśmę zaproponowała także Platforma Obywatelska. Partia chciałaby zmniejszyć obciążenia podatkowe najmniej zarabiających poprzez wprowadzenie jednolitej daniny, do której włączone byłyby składki na NFZ i ZUS. Jej wysokość byłaby modyfikowana w zależności od liczby posiadanych dzieci. Dla przykładu, gdyby pracodawca przeznaczył na dane stanowisko pracy 3,5 tys. zł, to zatrudniony na nim singiel dostawałby na rękę 2117 zł, rodzic jednego dziecka otrzymywałby 70 zł więcej, ale już rodzic trójki dzieci z niepracującym małżonkiem mógłby liczyć na pensję wyższą o 630 zł.

Reklama

Warto zwrócić uwagę, że wysokość podatku modyfikowana jest w zależności od liczby dzieci we Francji, gdzie obowiązuje tzw. iloraz rodzinny. Nad Sekwaną wskaźnik dzietności jest najwyższy w Europie; trzeba jednak pamiętać, że nie jest to jedyny instrument finansowego wsparcia w tym kraju. Większość innych partii także proponuje zmniejszenie obciążeń dla najmniej zarabiających, przede wszystkim za pomocą podwyższenia kwoty wolnej od podatku.

Większość z wyjątkiem Nowoczesnej. Ugrupowanie stawia na prosty system 3x16, czyli 16-proc. stawki CIT, PIT oraz VAT. Zdaniem przedstawicieli partii na tej zmianie przeciętny Polak zaoszczędziłby średnio 411 zł rocznie. Największe oszczędności (151 zł/os.) pojawiłyby się w wydatkach na prąd, wodę i gaz. Należy jednak pamiętać, że wprowadzenie jednolitego VAT zlikwiduje stawkę preferencyjną, a taka obowiązuje obecnie m.in. na żywność. Tymczasem produkty spożywcze są najważniejszą pozycją po stronie wydatków niezamożnych rodzin.

Za wsparcie rodziny należałoby uznać także podniesienie uposażeń najmniej zarabiających. Według GUS w 2014 r. w skrajnym ubóstwie żyło 7,4 proc. z nas. To oznacza, że 2,8 mln Polaków mogło sobie pozwolić zaledwie na bardzo skromne wyżywienie. Sporą część tej grupy stanowią emeryci i renciści, ale nie brakuje tam także rodzin. Swoją propozycją w zakresie płacy minimalnej wszystkie inne ugrupowania przebiła Zjednoczona Lewica, która obiecała płacę minimalną na poziomie 2,5tys. zł, a płacę godzinową nie mniejszą niż 15 zł (w tym dla osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych).

Reklama

PiS proponuje z kolei, by płaca minimalna nie była niższa niż 50 proc. średniej płacy w gospodarce narodowej. A to oznacza kwotę w wysokości ok. 2 tys. zł. Dla umów-zleceń partia Jarosława Kaczyńskiego zaproponowała stawkę 12 zł za godzinę. PO proponuje 1850 zł miesięcznie oraz 12 zł za godzinę, a PSL – 1900 zł bez określania minimalnej stawki godzinowej. Biorąc pod uwagę liczbę ugrupowań postulujących to rozwiązanie, można się spodziewać, że w jakiejś formie zostanie ono wprowadzone.

Wsparcie rodziny przez państwo kosztuje – i to dużo. PiS szacuje, że rodzin z dziećmi uprawnionych do otrzymania 500 zł jest prawie 3,7 mln. Tak więc rocznie realizacja tej obietnicy może pochłonąć ponad 22 mld zł (dla porównania wydatki budżetu w 2015 r. mają wynieść 343 mld zł, a i tak trzeba będzie pożyczyć 46 mld zł). Wprowadzenie jednolitego podatku PO wiązałoby się z dodatkowymi wydatkami rzędu ok. 10 mld zł. A przecież mówimy tylko o mechanizmie bezpośredniego wsparcia rodzin, nie poruszając polityki mieszkaniowej, rozwiązań na rynku pracy, dostępności i jakości usług opiekuńczych i edukacyjnych. Wydatki trzeba będzie jednak ponieść, w przeciwnym wypadku dalej będziemy podcinać gałąź, na której siedzimy.

Forum Obywatelskiego Rozwoju szacuje, że przy obecnych trendach demograficznych w 2040 r. na rynku pracy będzie funkcjonować o 2,4 mln osób mniej niż obecnie lub aż o 4,5 mln mniej, jeśli obniżony zostanie wiek emerytalny. Mniej dzieci to też mniej liczne roczniki, co zmusi do przemyślenia budowanej od dekad infrastruktury edukacyjnej. To także mniejsze środki wpływające do systemu emerytalnego. Z punktu widzenia gospodarki niska dzietność oznacza przede wszystkim mniejszą liczbę rąk do pracy. A ta może być zabójcza dla rozwoju wysoko marżowych branż opartych na innowacjach. Tym bardziej że niełatwo będzie załatać ubytki przyciągnięciem wykształconych imigrantów, o których konkurują kraje znacznie bardziej atrakcyjne pod względem uposażeń niż Polska.